Nauka dla Społeczeństwa

19.04.2024
PL EN
07.01.2014 aktualizacja 07.01.2014

Uwieść zagranicznego studenta

Na wszelki wypadek spieszę wyjaśnić, że powyższy tytuł nie jest wstępem do poradnika flirtu towarzyskiego, ale odnosi się do jednego z priorytetów … polskich uczelni. W obliczu niżu demograficznego, który wisi nad Polską jak miecz Damoklesa, ratunkiem dla niektórych szkół wyższych mogą okazać się studenci z zagranicy. Tylko jak ich skłonić, by do nas przyjeżdżali, skoro poziom polskich szkół wyższych odstaje od światowej i europejskiej czołówki?

Zacznę od ostatnich wydarzeń na Ukrainie, choć nie będzie (prawie) mowy o polityce. Gdy w grudniu zaczęło wrzeć w Kijowie, na ulice Lublina - w wiecach poparcia dla zbliżenia Ukrainy z UE - wyszły dziesiątki ukraińskich studentów kształcących się w tym polskim mieście. Niejeden widz, oglądając lubelską manifestację, był zaskoczony: Jak to? Tak wielu studentów-Ukraińców w Polsce? A może to tylko polscy zwolennicy UE podszyli się pod ukraińskie barwy?

Otóż nie – to nie przebierańcy. Ostatnie statystyki – opublikowane w raporcie Fundacji Edukacyjnej Perspektywy „Studenci zagraniczni w Polsce 2012” – pokazują, że to właśnie Ukraińcy są – i to z ogromną przewagą - najliczniejszą grupą studentów zagranicznych w naszym kraju. Stanowią jedną trzecią wszystkich obcokrajowców kształcących się na stacjonarnych studiach w Polsce: blisko 10 tys. na ogólną liczbę ponad 29 tysięcy. Jeśli doliczyć do tego następnych na liście Białorusinów, studenci ze Wschodu stanowią aż połowę wszystkich studentów zagranicznych w naszym kraju. Następni w stawce są Norwegowie (1,5 tys.) oraz Hiszpanie i Szwedzi (na każdą z tych nacji przypada nieco powyżej 1 tysiąca). Z kolei nieliczni są u nas studenci z Dalekiego Wschodu, np. z Chin czy Indii, którzy tak chętnie wybierają zachodnie uniwersytety.

Warto dodać, że co trzeci cudzoziemiec studiuje kierunki związane z medycyną, co czwarty kierunki ekonomiczne i biznesowe. Mniej popularne są kierunki społeczne i techniczne, a tylko co dziesiąty obcokrajowiec studiuje kierunki humanistyczne.

W dziedzinie „umiędzynarodowienia” naszych uczelni nie mamy powodów do samozadowolenia. Wręcz przeciwnie. Jak podkreśla ten sam raport – obcokrajowcy stanowią tylko 1,74 proc. ogółu studentów w naszym kraju; jest to znacząco mniej niż w najwyżej rozwiniętych krajach Zachodu czy w Chinach, a w dodatku słabiej niż np. u naszych sąsiadów: w Czechach, Słowacji, Słowenii, Litwie, a nawet w Bułgarii i Rumunii.

Co zrobić, by ten stan rzeczy poprawić? O gotowe recepty trudno, ale warto pójść w ślady tych polskich uczelni, które już osiągnęły sukcesy w „łowieniu” zagranicznych studentów.

Garść przykładów z dwóch miast – Lublina i Krakowa. To właśnie województwo lubelskie – na równi z Podlaskiem – przoduje w ściąganiu na studia obcokrajowców, przede wszystkim zza wschodniej granicy.

Władze Lublina zrozumiały, że - dzięki położeniu miasta w pobliżu ukraińskiego sąsiada – ich szkoły wyższe mogą stać się „Oksfordem Wschodu”. W 2011 roku ratusz uruchomił tam stronę internetową „Study In Lublin” dostępną w czterech językach: polsku, angielsku, ukraińsku i rosyjsku: http://study.lublin.eu/en/.

Na stronie można szybko sprawdzić, jaki jest wybór programów w języku angielskim i o jakie stypendia mogą ubiegać się studenci-obcokrajowcy. A przewodnikami po portalu są młodzi ludzie z USA, Szwecji, Kostaryki, Mołdawii i Ukrainy, studiujący w Lublinie.

Także strona największej lubelskiej uczelni - UMCS - ma oprócz angielskiej – ukraińską wersję językową. To jasny znak, że władze uniwersytetu wyczuły, skąd wieją przychylne dla nich wiatry.

Skuteczna informacja i promocja w internecie to podstawa, bez której nie ma co marzyć o przyciągnięciu studentów z innych krajów. W ostatnich latach pojawiły się ciekawe, czasem oddolne inicjatywy promujące studia w Polsce, jak choćby portal dla cudzoziemców www.studyfun.pl . Można też przypomnieć zgrabny klip reklamowy „Come to study in Poland”, w którym kilku obcokrajowców opowiadało o swoich studiach w Polsce (na YouTube dostępna jest też krótsza wersja klipu:

Aktywność w internecie jednak nie wystarcza; niezwykle ważne jest nawiązywanie przez rektorów polskich uczelni kontaktów z ich zagranicznymi kolegami. Fundacja Edukacyjna Perspektywy wspólnie z KRASP realizuje wieloletni program "Study in Poland", którego znacząca część jest organizowania właśnie na Ukrainie. W efekcie delegacje polskich uczelni nie szczędziły czasu, aby przemierzyć wszerz i wzdłuż ziemie ukraińskie. Istnieje też szeroko zakrojona kampania pod auspicjami rządowymi, która będzie kontynuowana w tym roku: „Ready, Study, Go! POLAND/ Research & Go! POLAND” (http://highereducationinpoland.org.pl/).

Wygląda na to, że u studentów zza wschodniej granicy mamy już niezłą markę, gorzej wygląda sytuacja względem Zachodu czy krajów Azji. Choć i tu są chwalebne wyjątki. Nasze najlepsze uczelnie nie ustępują czasem poziomem nauczania zachodnim uniwersytetom, oferując zarazem nierzadko tańsze studiowanie (niższe czesne i koszty życia). Wystarczy przejść się po Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego, aby usłyszeć język … norweski. To właśnie studenci z tego kraju – oprócz Amerykanów i Kanadyjczyków – wybierają najczęściej anglojęzyczne studia medyczne na krakowskiej Alma Mater.

Tu pozwolę sobie na przykład z bliskiego otoczenia: mój kuzyn, który wychował się w Kanadzie i tam rozpoczął swoją edukację wyższą, kontynuuje teraz swoje studia biotechnologiczne w Krakowie. Chwali poziom kształcenia na UJ, mówiąc, że krakowskie laboratorium jest lepiej wyposażone niż to, w którym pracował na uniwersytecie w rodzinnym Toronto. Poza tym jest zadowolony z relatywnie niskich kosztów mieszkania i życia w Polsce (krakowska uczelniana stołówka z dobrym i tanim jedzeniem bije na głowę fast foody na kanadyjskim campusie!).

Sęk w tym – dodam od siebie - że w Polsce brak jest miejsc pracy dla młodych naukowców, a stypendia dla doktorantów w Polsce są niskie, stąd wygląda na to, że kanadyjski kuzyn po obronie magisterium w Krakowie będzie kontynuować karierę naukową na Zachodzie Europy, np. w Niemczech (tu pojawia się fundamentalny temat: Jak zatrzymać w Polsce młodych naukowców ?... Ale to już osobna historia)

Wracając do głównej kwestii: problemem jest brak na polskich uczelniach kursów prowadzonych w języku angielskim i niedostatek wykładowców prowadzących zajęcia w tym języku. O ile Ukrainiec czy Białorusin często zna, choćby biernie, język polski, to inaczej jest z przybyszem ze Skandynawii czy Chin. On nie przyjedzie uczyć się do Polski, jeśli nie znajdzie tu studiów po angielsku na dobrym poziomie.

Specjaliści apelują od dawna, by tę lukę wypełnić - w przeciwnym razie studenci z odległych krajów będą omijać Polskę szerokim łukiem.

W staraniach o ściąganie do nas zagranicznych żaków nie można zapomnieć o tym, co najważniejsze: jakości kształcenia. Wiadomo przecież, że w światowych rankingach wypadamy blado – nasze dwie najlepiej notowane uczelnie: UW i UJ - plasują się na tzw. Liście Szanghajskiej dopiero w czwartej setce. Tutaj czeka nas wiele pracy.

Bo jeśli kandydat czy kandydatka nie ma mocnych stron, to nawet najlepsza sztuka uwodzenia nie na wiele się zda.

Szymon Łucyk

Przed dodaniem komentarza prosimy o zapoznanie z Regulaminem forum serwisu Nauka w Polsce.

Copyright © Fundacja PAP 2024