Ekspert: wciąż mamy ten problem, że depresja jest chorobą stygmatyzowaną

Fot. Adobe Stock
Fot. Adobe Stock

Pomimo głośnego mówienia o depresji, wciąż mamy ten problem, że jest to choroba stygmatyzowana. Piętno społeczne wciąż na depresji spoczywa, choć z pewnością jest ono mniejsze niż 40 czy nawet 20 lat temu - mówi Nauce w Polsce dr Piotr Toczyski.

Dr Piotr Toczyski jest kierownikiem Zakładu Socjologii Mediów i Komunikacji Społecznej Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie, krajowym konsultantem metody EAAD-Best.eu w Polsce i ogólnoeuropejskim konsultantem części cyfrowej – iFightDepression.

EAAD – Best.eu - Europejski Sojusz przeciw Depresji i jego najlepsze praktyki to metoda 4-poziomowego uwrażliwiania społeczności lokalnych na sytuację osób w depresji. W Polsce pierwszy alians przeciw depresji powstał w Warszawie Śródmieściu. Narzędzie iFightDepression to bezpłatne klinicznie zbadane narzędzie, internetowy program samokontroli, którego celem jest pomoc osobom z łagodną lub umiarkowaną depresją w samodzielnym radzeniu sobie z objawami.

PAP-Nauka w Polsce: Z badania CBOS na Pana zlecenie jako krajowego konsultanta metody EAAD.best wynika, że co piąty Polak ma objawy depresji. Czy przypadków choroby przybywa?

Dr Piotr Toczyski: Samych przypadków depresji nie przybywa na przykład po pandemii COVID-19, chociaż nie mamy pełnego obrazu tego, jakie pociągnęła ona za sobą skutki społeczne. Do depresji musi być jednak to podłoże biologiczne. To jest schorzenie bio-psycho-społeczne, więc wskaźnik depresji jest względnie stały. Co prawda, może być więcej wyzwalaczy, które sprawią, że ci, którzy mają tendencję do chorowania na depresję, przeżyją ją znacznie ciężej bądź w większym nasileniu objawów albo bardziej długotrwałe, dlatego w tym sensie możemy mówić o zwiększeniu przypadków choroby.

Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) mówi, że depresja w ciągu całego życia spotka co trzeciego człowieka. Jak ktoś już będzie miał epizod depresyjny, to jest duża szansa, że będzie miał kolejny. Szacuje się, że może to dotyczyć ok. połowy osób z tej grupy, a nawet więcej.

NwP: Mówi Pan, że depresja jest fenomenem bio-psycho-społecznym. Co to znaczy?

Dr P.T.: Mamy predysponujące nas do depresji cechy biologiczne, mamy właściwości psychometryczne, związane z jakimś okresowym kryzysem, np. żałoba może w nas wyzwolić depresję. Żałoba sama w sobie jest zjawiskiem zdrowym, musimy opłakać pewne rzeczy, ale jeśli dojdzie do tego, że mieliśmy jakiś inny czynnik predysponujący nas do zachorowania i wkroczy żałoba, jako taki kolejny makroczynnik, który nas pociągnie w kierunku zatopienia się w tym nastroju na długo, to jest ten czynnik psychologiczny. A społeczny jest taki, że nie będzie akceptacji dla tego zachorowania, więc ludzie będą to ukrywać.

Sieć wsparcia wokół takiej osoby i odpiętnowanie depresji może być naprawdę czymś, co dramatycznie poprawia jakość życia i perspektywę leczenia. Nie możemy uznać, że jest to schorzenie medyczne i wystarczy jakaś pigułka. Z reguły bowiem cała psychoterapia poznawczo-behawioralna, która idzie w parze z farmakoterapią służy temu, żeby człowiek różne nowe wzorce myślenia i zachowania sobie wypracował.

Na przykład w warsztatach w ramach zbadanego klinicznie bezpłatnego narzędzia – iFightDepression planowanie życia towarzyskiego, kontaktu z innymi ludźmi jest bardzo ważną częścią zdrowienia, jako takie naturalne antydepresanty. Kontakty z innymi ludźmi to już bardziej domena nauk humanistycznych i społecznych. W metodzie EAAD-best jest silny nacisk na to, żeby psychiatrzy współpracowali blisko z socjologami, z osobami od profilaktyki społecznej i od pedagogiki społecznej. Oni nie muszą nawet rozumieć biologii, jaka stoi za depresją, wystarczy, że będą mieli pewne ramy postępowania z różnymi grupami.

NwP: Czy coś się zmienia w postrzeganiu depresji w stosunku do tego, co było 20, 30, 40 lat temu?

Dr P.T.: Zmienia się tyle, że o depresji się chętniej mówi. Ludzie nauczyli się, że jest to prawdziwa choroba, że można ją skutecznie leczyć i że może dotknąć każdego, ale oczywiście nie jest tak wszędzie. Mamy taką dyspozycję do mówienia o depresji jako o chorobie, ale czasem funkcjonują jeszcze w polskim społeczeństwie inne przekonania. Stygmatyzację depresji badał CBOS w 2018 r.

NwP: Z tych badań wynikało, że zdecydowana większość badanych (72 proc.) postrzegało depresję jako chorobę wstydliwą, którą zazwyczaj ukrywa się przed innymi ludźmi.

Dr P.T.: Pomimo głośnego mówienia o depresji, wciąż mamy ten problem, że to jest jednak choroba stygmatyzowana. To nie jest tak, że ona jest już odstygmatyzowana i że każdy może swobodnie powiedzieć: "mam/miałem epizod depresyjny", czy: "spodziewam się kolejnego, bo widzę, że mi się pogarsza nastrój". To piętno społeczne wciąż na depresji spoczywa, natomiast na pewno w jakimś stopniu jest mniejsze niż 40 lat temu, może nawet mniejsze niż 20 lat temu. Ale daleko jeszcze do tego, by naturalnym było, że ludzie o tym mówią.

NwP: Z czego to może wynikać?

Dr P.T.: Przekaz starszych pokoleń, a także tradycja psychiatrii kojarzona z kaftanami, hospitalizacją, obdrapanymi drzwiami i oknami bez klamek, elektrowstrząsami to wszystko razem pozostawiło zły wizerunek. Zwłaszcza w tej części świata – na Wschodzie, gdzie mieliśmy sowiecką tradycję kierowania z powodów politycznych na leczenie psychiatryczne, gdzieś to odium ciąży. Destygmatyzacja to ważne zadanie w interwencji czteropoziomowej uwrażliwiania społeczności lokalnych na sytuację osób w depresji, opisaną we Frontiers in Psychiatry, którą stosujemy w metodzie EAAD-best.

Zdejmowanie piętna z depresji to oddziaływanie socjologiczne, psychospołeczne. Psychiatrzy przecież nie piętnują depresji. Możemy mieć inne metody interwencji na rzecz matek w depresji poporodowej, a inne metody pracy z seniorem w depresji, a inne z dzieckiem, inne metody w miejscu pracy, gdzie mamy wysoko funkcjonujące osoby – takie, które swoje cierpienie psychiczne maskują na przykład uśmiechem, zaradnością, pozornie nie są przygnębione - ukrywają depresję, inne w społeczności robotniczej, inne w społeczności inteligenckiej. Te wszystkie zmienne socjodemograficzne i psychograficzne, które trzeba uwzględnić, to już obszar oddziaływania pedagogiki społecznej i stad potrzeba tworzenia takich konsorcjów jak EAAD – Europejski Sojusz przeciw Depresji i jego najlepsze praktyki.

NwP: Co to za metoda?

Dr P.T.: Jest to metoda uznana za jedną z najlepszych praktyk na rzecz zdrowia publicznego przez WHO i Komisję Europejską. W ramach tego oddziałujemy informacjami o depresji na czterech poziomach, czyli na lekarzy rodzinnych, na pacjentów i osoby zagrożone zachorowaniem na depresję, na ogólną społeczność i na decydentów lokalnych, np. burmistrzów, urzędników, dziennikarzy, tak aby zdawali sobie sprawę, jak duże jest to zagrożenie.

Dzięki temu, że mówimy dużo o depresji - spada wskaźnik samobójstw. To jest taki paradoks, bo jeśli mówimy dużo o samobójstwach, to są czasami efekty naśladowcze, ale gdy mówimy dużo o depresji, to ludzie częściej diagnozują i leczą depresję, a przez to wskaźnik samobójstw maleje. W Unii Europejskiej jest dwa razy więcej samobójstw niż śmierci z powodu wypadków drogowych, a ponad połowa tych osób, które zginęły śmiercią samobójczą, cierpiało na depresję.

NwP: Z Pana badań wynika, że co piąty Polak wykazuje pewne objawy depresji. To dużo czy mało?

Dr P.T.: Z badania wynika, że co piąty Polak wykazuje pewne objawy i powinien dla świętego spokoju pójść do lekarza. Ale za pół roku to może być co piąty inny mieszkaniec Polski. U części z osób, które w tym badaniu miały kłopoty, te objawy ustąpią, ale pojawią się u innych. Depresja to jest schorzenie afektywne sezonowe. Są pewne przypadki epizodów związane z tym, że być może będzie mniej światła i będzie inna pora roku. Badanie wskaźnika depresji, czy taki barometr objawów depresji jest metodą na odpiętnowanie depresji, ma sprawiać, że ludzie mówią o niej chętniej. Normalizowanie depresji jest bardzo dobre z perspektywy suicydologicznej, ludzie zaczynają o siebie dbać, zachęcać innych do badania, To zaś skutkuje tym, że mamy do czynienia z mniejszą liczbą samobójstw. Oczywiście nie wszystkie próby samobójcze związane są z depresją, natomiast tym, którym można było zapobiec podejmując leczenie depresji, udaje się zapobiec w większym stopniu.

NwP: Czy zachorowalność na depresję się zwiększa w ostatnich latach?

Dr P.T.: Dokładny mechanizm neurofizjologiczny depresji nie jest jeszcze do końca rozpoznawalny, ale na pewno zachorowalność, a może niewyleczalność, zwiększa stygmatyzacja społeczna. Są takie społeczności w promieniu 30-40 km od Warszawy, gdzie - kiedy pytam światłych ludzi o leczenie depresji, to oni mówią, że nie wiedzą nawet, gdzie przyjmuje najbliższy psychiatra, albo, że do najbliższego lekarza jest 20 km. A jak pytam, czy lekarz POZ by się podjął leczenia, to mówią, że nigdy. A gdy pytam, czy ogłoszenie na temat jakiegoś spotkania o depresji byłoby w lokalnej świetlicy możliwe – to odpowiadają, że nie, bo nikt by nie przyszedł, bo każdy by bał się, że będzie z tą depresją jakoś tam kojarzony. To zwiększa zachorowalność – w tym sensie, że nikt nie będzie się leczył.

Po to jest właśnie to bezpłatne narzędzie iFightDepression - człowiek wykonuje sobie taki test przesiewowy w Internecie, może wydrukować wynik, zabrać go ze sobą do lekarza. To jest świetny sposób, żeby rozpocząć rozmowę z lekarzem, nawet gdzieś daleko od miejsca zamieszkania albo w ramach teleporady, chociaż to nie jest najlepsza metoda stawiania klinicznej diagnozy z depresją.

Depresja to nie jest tylko sprawa lekarzy i ich pacjentów, ale sprawa każdego z nas, bo co trzeci z nas będzie tym dotknięty. Każdy z nas zna kogoś z depresją, każdy z nas ma odpowiedzialność, bardzo małą tak naprawdę, bo to chodzi o pewną serdeczność i życzliwość, zrobienie jakiegoś jednego drobnego gestu czasami, bycia trochę bardziej wyrozumiałym lub bycia mediatorem.

NwP: Czego ludzie nie wiedzą o depresji, a powinni wiedzieć?

Dr P.T.: Tego, że lekarz rodzinny jest jednak dobrym punktem takiego pierwszego styku. Jeżeli ktoś ma w tej dziedzinie wątpliwość, to może wejść na stronę aliansprzeciwdepresji.org. Tam są umieszczone wytyczne Naczelnej Izby Lekarskiej i Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego w tej sprawie. Można je pobrać i iść do lekarza POZ, ale jeśli się lekarz nie czuje pewnie, to nic z tego nie będzie, bo być może nawet sami lekarze nie wiedzą, że ich te wytyczne obowiązują. Dlatego dobrze by było, żeby zdobyli wiedzę, albo się doszkolili.

Ludzie nie zawsze wiedzą, że depresja jest maskowana, czyli np. mężczyzna, który ma jakieś wybuchy złości, to może być w gruncie rzeczy osoba z depresją. Dla świętego spokoju taki autotest na depresję warto więc sobie robić regularnie, co parę tygodni, np. przez stronę iFightDepression lub inne podobne narzędzie w Internecie np. na stronach WHO.

W przychodniach powinien leżeć taki test przesiewowy na depresję, by ludzie mogli go zabrać ze sobą i pokazywać lekarzowi rodzinnemu, przy okazji wizyty do zinterpretowania, tak na wszelki wypadek.

Mamy bardzo dużo subkategorii depresji: jest depresja atypowa, która charakteryzuje się pewnymi reaktywności nastroju z punktu bieżących wydarzeń, ale też zwiększeniem apetytu, czyli rośnie masa ciała, człowiek jest dużo bardziej senny. Jest depresja podprogowa, gdzie osiowe objawy depresji są słabo wyrażone - a tacy ludzie rzadko zgłaszają do psychiatry. Są różne maski depresji bólowe, behawioralne, kogoś plecy bolą, on nie jest obolały z powodu somatycznych, ale psychosmoatycznych. Mogą być maski związane z zachowaniem np. takie wybuchy złości. Jest depresja sezonowa, depresja, która jest w przebiegu choroby afektywnej dwubiegunowej, czyli występuje na przemian z okresami manii, a więc jest też lekooporna. Nie mówiąc o tym, że są specyficzne formy depresji młodzieńczej, czy starczej, poporodowej czy okołoporodowej, także mężczyzn.

Uwrażliwianie ludzi na depresję to jest często wyzwanie dla psychologa społecznego, czy socjologa, czy dla kogoś kto zajmuje się profilaktyką. Jeśli tego wierzchołka góry lodowej nie dotkniemy i nie zagłębimy się poniżej tego poziomu, który jest widoczny, to właściwie ten fenomen pozostaje dla nas nietknięty społecznie.

NwP: Mówi Pan, że jest to schorzenie społeczne.

Dr P.T.: Ludzie, którzy się tego nie spodziewali, a więc władze lokalne, mają przed sobą wielkie wyzwanie, bo oni najlepiej znają swoją społeczność. Są np. społeczności stare, czyli tam potrzebne jest robienie non stop warsztatów o tym, że osoby w wieku podeszłym, które zamieszkują naszą dzielnicę być może zauważyły u siebie ból brzucha czy bezsenność, czy inne objawy związane z depresją z kwestionariusza pacjenta PQH-9 i powinny pójść do lekarza rodzinnego. A może lekarz rodzinny powinien mieć w tej społeczności jakąś pogadankę co jakiś czas w domu seniora czy na świetlicy seniorów, czy Uniwersytecie Trzeciego Wieku.

Przyczyny depresji są społeczne i metody profilaktyki są społeczne. Wyzwalacze depresji mogą być na przykład związane z przemocą. Są udowodnione korelacje między tym, że ktoś doświadczał przemocy w szkole, a po latach doświadcza częściej epizodów depresyjnych. Teraz mamy różne epidemie cyberbullyingu. Więcej osób doświadcza wykluczenia rówieśniczego i to w przyszłości będzie czynnik wyzwalający u człowieka, który miał biologiczną podatność na depresję - za pewien czas może nastąpić u niego takie odreagowanie z poziomu psychologicznego. Dlatego zachorowań więcej nie będzie, ale będą bardziej dramatyczne. Ten, kto mógł mieć łagodny epizod depresyjny, będzie miał cięższy.

Przykładowo, tam gdzie było podłoże biologiczne i psychologiczne związane ze starością doszedł czynnik społeczny, np. związany z pandemią COVID. Doszło do sytuacji, że ktoś przestał odwiedzać seniora z powodu pandemii. I coś, co było łagodną subkliniczna postacią depresji u seniora, mogło się nieraz rozwinąć do postaci dużo cięższej i w efekcie mogły wystąpić nawet myśli samobójcze.

Gdybym był władzą lokalną, bardzo chciałbym przeciwdziałać temu, żeby znaleźć jakąś formułę angażowania seniorów, np. dostarczyć im Internet, żeby mogli być w kontakcie twarzą w twarz, nawet jeśli nie mogą z kimś przy jednym stole siedzieć.

NwP: Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała: Anna Mikołajczyk-Kłębek, Nauka w Polsce - PAP

amk/ agt/

Fundacja PAP zezwala na bezpłatny przedruk artykułów z Serwisu Nauka w Polsce pod warunkiem mailowego poinformowania nas raz w miesiącu o fakcie korzystania z serwisu oraz podania źródła artykułu. W portalach i serwisach internetowych prosimy o zamieszczenie podlinkowanego adresu: Źródło: naukawpolsce.pl, a w czasopismach adnotacji: Źródło: Serwis Nauka w Polsce - naukawpolsce.pl. Powyższe zezwolenie nie dotyczy: informacji z kategorii "Świat" oraz wszelkich fotografii i materiałów wideo.

Czytaj także

  • Fot. Adobe Stock

    Ekspert: programy społeczne nie wpływają na wzrost dzietności; zmienił się trend kulturowy

  • Psycholog, psychoterapeuta Artur Orzełowski  (amb) PAP/Paweł Supernak

    Psycholog o pomocy powodzianom: mamy naturalną potrzebę pomagania ludziom

Przed dodaniem komentarza prosimy o zapoznanie z Regulaminem forum serwisu Nauka w Polsce.

newsletter

Zapraszamy do zapisania się do naszego newslettera