Naukowcy usystematyzowali wiedzę o powodziach w Tatrach w okresie 150 lat

Fot. Adobe Stock
Fot. Adobe Stock

W słojach tatrzańskich drzew zapisane są ślady powodzi dla ostatnich 100 lat. Naukowcy połączyli te dane z zapiskami historycznymi oraz pomiarami hydrologicznymi i dowiedzieli się, że powodzie zagrażające mieszkańcom Podhala nie zawsze miały początki wysoko w górach.

Jedna z największych powodzi nawiedziła Podhale w 1934 r. Naukowcy z Polsko-Szwajcarskiego Programu Badawczego ustalili, że ta i inne duże powodzie nie zrodziły się w Tatrach. Co prawda na Hali Gąsienicowej padł wtedy niepobity do dziś rekord opadów, ale to nie deszcze w górach spowodowały powstawanie dużych powodzi zagrażających ludziom. Źródłem były Beskidy, dużo niższe i mocno przekształcone przez człowieka - twierdzą autorzy analiz.

"Okazuje się, że badania podstawowe mają swój cenny wkład w zarządzanie terenem i tworzenie polityki przeciwpowodziowej. Bo wiedząc, gdzie powódź powstaje, można inaczej gospodarować siecią hydrologiczną i całym terenem wokół – tak, żeby zminimalizować prędkość spływu wody do koryta rzeki" – powiedział PAP dr Ryszard Kaczka, dendrochronolog z Uniwersytetu Karola w Pradze (Czechy).

Naukowiec wraz z zespołem przeprowadził badania dendrochronologiczne w Tatrach i połączył je z zapiskami historycznymi sprzed 150 lat. Dzięki temu udało mu się ustalić, jak często i na jakim obszarze występowała powódź. Następnie dane te porównał z informacjami o powodziach, w których ucierpieli ludzie mieszkający dużo niżej.

"Jeśli nad brzegiem rzeki rośnie drzewo, to w sprzyjających warunkach może ono funkcjonować jak naturalny, biologiczny wodowskaz przechowujący w swoich tkankach zapis kolejnych powodzi. Naszym zadaniem jest odszukiwanie takich drzew i odczytywanie tego zapisu. W ten sposób możemy określić rok i poziom wody, która zalała nadrzeczny teren. Drzewa to organizmy długowieczne, dlatego mogą posłużyć jako skarbnica wiedzy o powodziach, które miały miejsce kilkadziesiąt lub nawet kilkaset lat temu" – powiedział Kaczka.

Podstawowe pytanie, na które chcieli odpowiedzieć naukowcy, dotyczyło źródła powodzi. Góry z bystrymi potokami, stromymi stokami i dużymi sumami opadów kojarzą się z powodzią. Dlatego naukowcy skoncentrowali się na najwyższych w naszym kraju górach i pracując w interdyscyplinarnym zespole starali się odpowiedzieć na pytanie, czy to tam rodzą się najniebezpieczniejsze powodzie. Wnioski okazały się dość zaskakujące. Górskie potoki mające źródła w Tatrach często wzbierają, ale to nie one były źródłem największych powodzi.

"Nie było tak, że wysoko w górach powodzie nie występowały. Jednak nawet gdy się pojawiały, natura radziła sobie z nimi na tyle dobrze, że ludzie mieszkający niżej tego nie odczuwali" – powiedział Kaczka.

Zapytany, co w największym stopniu wpływało na powstawanie zagrożenia powodziowego na Podhalu - i ogólnie w Karpatach od polskiej strony, wskazał nie tylko na problem znacznego przekształcenia terenu przez człowieka, w tym na styl uprawiania gospodarki leśnej, ale i na chaotyczną, często niezgodną z zasadami ochrony przeciwpowodziowej gospodarkę przestrzenną.

"Gęsta sieć dróg w lasach i na polach powoduje, że w okresie intensywnych deszczów działają one jak kanały odprowadzające wodę. Nie zatrzymuje się ona w obszarze leśnym, tylko nabiera tempa i szybko spływa niżej, powodując zagrożenie dla kolejnych obszarów" – wyjaśnił Kaczka.

Naukowiec przypomniał ustalenia innego zespołu naukowców, którzy także w ramach grantu Polsko-Szwajcarskiego Programu Badawczego udowodnili, że im więcej dróg powstaje na obszarze leśnym, po którym jeździ ciężki sprzęt, tym bardziej wzrasta zagrożenie powodziowe.

"Wyrąb lasu jest tylko częścią problemu. Specjalistyczne maszyny również wpływają na dewastację nawierzchni lasu, bo niszczą ziemię, po której jeżdżą. W rezultacie staje się ona coraz bardziej utwardzona i przestaje pełnić funkcje gąbki dla wody, która zalewa ten teren w czasie powodzi" – wyjaśnił naukowiec.

"Droga wraz z koleinami wyrzeźbionymi przez sprzęt działa jak kanał, który odprowadza wodę. Im więcej jest tych dróg, im gęstsza jest ta sieć – działa tak, jakby do naturalnych górskich potoków dodać kilkadziesiąt kilometrów dodatkowych kanałów, które odprowadzą wodę na bardzo rozległy teren" - opisał.

Dodatkowym zagrożeniem jest wszystko to, co woda powodziowa ze sobą niesie. "Może to być błoto, które zatka przepusty i spowoduje, że woda będzie wzbierała jeszcze bardziej" – zaznaczył Kaczka. (PAP)

Nauka w Polsce, Urszula Kaczorowska

uka/ zan/ wus/

Fundacja PAP zezwala na bezpłatny przedruk artykułów z Serwisu Nauka w Polsce pod warunkiem mailowego poinformowania nas raz w miesiącu o fakcie korzystania z serwisu oraz podania źródła artykułu. W portalach i serwisach internetowych prosimy o zamieszczenie podlinkowanego adresu: Źródło: naukawpolsce.pl, a w czasopismach adnotacji: Źródło: Serwis Nauka w Polsce - naukawpolsce.pl. Powyższe zezwolenie nie dotyczy: informacji z kategorii "Świat" oraz wszelkich fotografii i materiałów wideo.

Czytaj także

  • Fot. Adobe Stock

    Badanie: mniej Polaków obawia się zmian klimatycznych

  • Fot. Archiwum prywatne dra Jędrzeja Majewskiego

    Polskie badania śladów dawnych tsunami zwiększają wiedzę o geozagrożeniach

Przed dodaniem komentarza prosimy o zapoznanie z Regulaminem forum serwisu Nauka w Polsce.

newsletter

Zapraszamy do zapisania się do naszego newslettera