Historia i kultura

Prof. M. Wołos: wypowiedzenie wojny ZSRS po agresji z 17 września nie zmieniłoby sytuacji

25.01.2018. Prof. dr hab. Mariusz Wołos.  PAP/Leszek Szymański
25.01.2018. Prof. dr hab. Mariusz Wołos. PAP/Leszek Szymański

Pojawiają się w historiografii głosy, że niewypowiedzenie wojny ZSRS było błędem. Moim zdaniem taki akt nie zmieniłby zbyt wiele, bo nasi sojusznicy i tak nie poszliby w ślady Polski – mówi PAP prof. Mariusz Wołos, historyk z IH PAN oraz Uniwersytetu Pedagogicznego im. KEN.

Polska Agencja Prasowa: W jakim nastroju Stalin spoglądał na wydarzenia między 1 a 16 września 1939 r.? Widział postępy wojsk niemieckich, niemal zupełną bezczynność wojsk alianckich, a z drugiej strony wiedział o nieprzygotowaniu Armii Czerwonej do wielkiej wojny. Jak to wszystko wpływało na działania Kremla?

Prof. Mariusz Wołos: Patrzył niezwykle uważnie, bo od powyższych czynników zależały jego kolejne ruchy. Z badań historyków wynika, że III Rzesza, m.in. poprzez ambasadora Friedricha-Wernera von der Schulenburga, naciskała na Moskwę, aby Związek Sowiecki jak najszybciej dołączył do ataku na Polskę. Nie może umykać nam z pola widzenia zwlekanie Stalina. Mimo że nie posiadamy zbyt wielu źródeł, to leży zakładać, że Stalin czekał na działania aliantów. Najbardziej liczył na wybuch wojny niemiecko-francusko-brytyjskiej. Wielkie starcie mocarstw na wyczerpanie byłoby mu najbardziej na rękę. Dopóki nie był pewny zachowania aliantów Polski, to nie podejmował działań przeciwko Rzeczypospolitej.

Wpływ na zmianę jego strategii miały dwa wydarzania, którymi interesowały się sowiecka dyplomacja i wywiad. Pierwszym było spotkanie szefów rządów Francji i Wielkiej Brytanii w Abbeville, podczas którego podjęli decyzję o niepodejmowaniu znaczących działań na froncie zachodnim. Wedle opinii Brytyjczyków i Francuzów ofensywa była pozbawiona sensu, ponieważ Polska już przegrała kampanię. Drugim sygnałem dla Stalina było nierozpoczęcie przez Francję ofensywy w terminie uzgodnionym w zapisach umowy sojuszniczej z Polską. Nieprzygotowanie Armii Czerwonej do wielkiej wojny nie miało znaczenia kluczowego. Poza tym nawet po wymordowaniu dużej części jej korpusu oficerskiego Stalin wierzył w potęgę militarną swojego państwa. Postanowił więc zrealizować treść tajnego protokołu do paktu Ribbentrop-Mołotow dopiero po ponad dwóch tygodniach od ataku Niemiec na Polskę. W ciągu całego okresu poprzedzającego atak zachowywał wobec Polaków dwuznaczną postawę. Na przykład minister Józef Beck od towarzyszącego rządowi ambasadora ZSRS Nikołaja Szaronowa przed 10 września 1939 r. słyszał, że sowiecki dyplomata wyjeżdża, ale powróci do Polski, oraz o ewentualnych dostawach materiałów wojennych.

W tym kontekście zwróćmy uwagę także na sowiecką i rosyjską narrację na temat 17 września 1939 roku. Z punktu widzenia Moskwy agresja na Polskę była odebraniem tego, co zostało jej czasowo i niesłusznie zabrane w 1921 r. W tej wizji polskie Kresy były od Traktatu ryskiego ziemiami okupowanymi. Propaganda sowiecka i rosyjska głosiły, że „Zachodnia Białoruś” i „Zachodnia Ukraina” to ziemie „od zawsze” przynależne do imperium rosyjskiego i po 17 września powracające do swojego prawowitego gospodarza. Nie była to wyłącznie propaganda, ale także konkretne działania zapoczątkowane już w 1920 r. dokumentami dyplomatycznymi poświęconymi strategii i taktyce wobec „polskiej okupacji”. W oparciu o podobne założenia, z punktu widzenia Moskwy, należała jej się Besarabia, państwa bałtyckie oraz Finlandia. To pokazuje dwójmyślenie władz sowieckich, które uznawały, że przysługuje im prawo do aneksji ziem zamieszkanych przez Polaków, Białorusinów i Ukraińców, ale wkroczenie Polaków na Zaolzie uważały za zbrodnię, choć przecież mieszkało tam wielu naszych rodaków. Celem było przedstawienie Polaków w jak najgorszym świetle. Do dziś widzimy skutki tej propagandy. Kilka lat temu sam miałem okazję usłyszeć z ust politologa i historyka prof. Aleksieja Gromyki, skądinąd wnuka Andrieja – długoletniego szefa sowieckiej dyplomacji (1957–1985) i formalnej głowy państwa (1985–1988), że gdy jedzie na Białoruś lub Ukrainę, to czuje się jak u siebie.

PAP: Wspomniał pan profesor o naciskach Schulenburga. Czy Berlin był zirytowany postawą swojego „tajnego” sojusznika?

Prof. M. Wołos: Berlin dostrzegał, że armia niemiecka jest w stanie „poradzić sobie” z Wojskiem Polskim bez pomocy Armii Czerwonej, ale bez wątpienia Niemcy byli zniecierpliwieni. Liczyli, że Sowieci wystąpią otwarcie w roli sojusznika. III Rzesza chciała pokazać, że w toczącej się wojnie nie jest izolowana, bo walczy razem z nią Związek Sowiecki. Z tej niecierpliwości Berlina wynikały wspomniane już naciski na Schulenburga. Podkreślmy, że nagrodą za przystąpienie do wojny dla Stalina miało być terytorium określone w pakcie Ribbentrop-Mołotow, a więc na wschód od linii Wisły, Narwi, Sanu. Niemcy sygnalizowali, że za chwilę przekroczą Wisłę. Opóźnienie w działaniach Armii Czerwonej było także jednym z argumentów na rzecz zmiany przebiegu granicy między Niemcami a Związkiem Sowieckim. W czasie moskiewskich negocjacji z 28 września 1939 r. Stalin zauważył, że przejście Litwy do jego strefy interesów w zamian za oddanie Niemcom części ziem na wschód od Wisły jest uzasadnione, bo skoro żołnierz już raz zajął jakiś obszar, to nie lubi się z niego wycofywać.

PAP: Stanisław Cat-Mackiewicz napisał, że „Anglia rozumuje: Hitler prędko da sobie radę z wojskiem polskim i oto spotka się oczy w oczy z Rosjanami. Musi z tego wyniknąć wojna niemiecko-rosyjska, a więc spełnienie naszych marzeń”. Czy ta obserwacja jest trafna i już we wrześniu 1939 r. polityka Londynu opierała się na tak daleko idących założeniach?

Prof. M. Wołos: Jeśli te słowa Mackiewicza byłyby zgodne z prawdą, to Wielka Brytania osiągnęłaby szczyt politycznego makiawelizmu. Przyszłe losy wojny nie były tak pewne. Równie dobrze można byłoby przyjąć dawne tezy propagandy i historiografii sowieckiej, powtarzane dziś przez obecną propagandę Kremla, że Stalin był tak dalece przewidującym mężem stanu, iż postanowił zawrzeć porozumienie z Hitlerem, aby przesunąć granice na zachód i w ten sposób uchronił Moskwę przed zajęciem jej przez Niemców pod koniec 1941 r. To kompletne bzdury, bo nikt nie mógł wiedzieć, w jaki sposób potoczy się rozpoczynająca się wojna. Brytyjczycy mogli co najwyżej dążyć do uratowania resztek świata wersalskiego, ale obawiali się, że nastąpią kolejne daleko idące aneksje. Na pakt Ribbentrop-Mołotow patrzymy głównie z polskiego punktu widzenia, ale pamiętajmy, że dotyczył on także Finlandii, Estonii, Łotwy, Litwy oraz Rumunii. Oczywiście, w Londynie zdawano sobie sprawę, że pakt Ribbentrop-Mołotow i zapisy dołączonego doń tajnego protokołu, które były znane brytyjskim decydentom, to kolejny cios w porządek wersalski, a może nawet gwóźdź do jego trumny.

Nie zgadzam się więc z diagnozą Cata, którą wyrażał również w innych swoich felietonach, gdzie pisał o cynicznej grze Londynu, mającej wystawić Polskę do pierwszego starcia z Niemcami. To za daleko posunięte tezy. W polityce międzynarodowej, szczególnie tak dynamicznej jak ówczesna, nie da się przewidzieć wszystkiego.

PAP: Czy o poranku 17 września minister spraw zagranicznych Józef Beck liczył na reakcję Wielkiej Brytanii i Francji, która wykraczałaby poza formalne protesty?

Prof. M. Wołos: Trzeba przyznać, że Beck nie zakładał rozpoczęcia sowieckiej agresji przeciwko Polsce. Gdy do niej doszło, była zaskoczeniem. Był to kolejny element tragedii upadającego kraju. W kontekście reakcji państw Zachodu na tę agresję warto zauważyć, że współczesna rosyjska historiografia zwraca uwagę na fakt, iż Związek Sowiecki nie został usunięty z Ligi Narodów po 17 września. Nastąpiło to dopiero kilka miesięcy później, po agresji na Finlandię. Dla rosyjskich historyków jest to więc dowód na mające dominować we Francji i w Wielkiej Brytanii przekonanie, że Kresy nie są na trwałe związane z Polską. Można polemizować z takimi opiniami, ale przywoływany fakt dalszej obecności ZSRS w Lidze Narodów wydaje się potwierdzać tę opinię.

Nie ma też żadnych świadectw na poparcie ewentualnej tezy, że sojusznicy Polski chcieli po 17 września wypowiedzieć Związkowi Sowieckiemu wojnę, tak jak zrobili to 3 września 1939 r. wobec Niemiec. Również Polska nie zdecydowała się na formalne wypowiedzenie wojny ZSRS, chociaż oczywiście świadectwem zaistnienia stanu wojny były bohaterskie boje Wojska Polskiego i Korpusu Ochrony Pogranicza wzdłuż całej granicy, w tym w obronie Grodna i Wilna czy pod Szackiem i Wytycznem.

Pojawiają się w historiografii głosy, że niewypowiedzenie wojny było błędem polskich władz. Moim zdaniem taki akt nie zmieniłby zbyt wiele, bo nasi sojusznicy i tak nie poszliby w ślady Polski, skoro nie zdecydowano się na wyrzucenie ZSRS z Ligi Narodów. Nie zmieniłoby to także położenia Rzeczypospolitej w lipcu 1941 roku, gdy negocjowano w Londynie układ polsko-sowiecki. Alianci naciskaliby na premiera Władysława Sikorskiego, aby ten formalny stan wojny zakończyć. Kształt ostatecznie wynegocjowanego porozumienia byłby mniej więcej taki sam, jaki rzeczywiście wynegocjowano, ale pewnie pojawiłby się w nim punkt dotyczący zakończenia stanu wojny pomiędzy Polską a ZSRS. Pamiętajmy też, że Sowieci gardzili prawem międzynarodowym, i każdy podpisany dokument mogli złamać w imię realizacji swoich interesów.(PAP)

Rozmawiał Michał Szukała

Autor: Michał Szukała

szuk/ skp/

Fundacja PAP zezwala na bezpłatny przedruk artykułów z Serwisu Nauka w Polsce pod warunkiem mailowego poinformowania nas raz w miesiącu o fakcie korzystania z serwisu oraz podania źródła artykułu. W portalach i serwisach internetowych prosimy o zamieszczenie podlinkowanego adresu: Źródło: naukawpolsce.pl, a w czasopismach adnotacji: Źródło: Serwis Nauka w Polsce - naukawpolsce.pl. Powyższe zezwolenie nie dotyczy: informacji z kategorii "Świat" oraz wszelkich fotografii i materiałów wideo.

Czytaj także

  • 14.11.2024. Wystawa "1025. Narodziny Królestwa" w Muzeum Historii Polski w Warszawie. Nowa wystawa MHP, zorganizowana przy współpracy Muzeum Pierwszych Piastów na Lednicy, upamiętnia 1000. rocznicę koronacji pierwszego króla Polski. PAP/Albert Zawada

    Dr Marcin Napiórkowski: królestwo to nie tylko książęta i królowie, ale również zwykli ludzie

  • 27.06.2024. Wiceminister nauki i szkolnictwa wyższegoMaciej Gdula. PAP/Albert Zawada

    Gdula: liczę na szybkie rozpatrzenie przez NSA sprawy Instytutu Filozofii i Socjologii PAN

Przed dodaniem komentarza prosimy o zapoznanie z Regulaminem forum serwisu Nauka w Polsce.

newsletter

Zapraszamy do zapisania się do naszego newslettera