Wydobycie wykorzystywanych w nowoczesnych technologiach pierwiastków z dna oceanu może mieć negatywny wpływ na środowisko i zagrażać morskiej różnorodności biologicznej. Naukowcy z 30 instytucji z całego świata, w tym z Wydziału Biologii i Ochrony Środowiska UŁ, prowadzą badania, które mają temu zapobiec.
Projekt dotyczy badań północno-wschodniego Pacyfiku. To obszar, który znany jest naukowcom i międzynarodowym koncernom górniczym jako Clarion-Clipperton Fracture Zone. Jest on niezwykle ważny ekonomicznie z uwagi na obecność rud pierwiastków strategicznych takich jak: kobalt, molibden, mangan, lit i miedź.
"Zasoby tych minerałów na lądzie są nie tylko skromne, ale i trudnodostępne, tymczasem na dnie oceanu jest ich dużo, a w tym obszarze najwięcej" – wyjaśniła prof. Magdalena Błażewicz z Katedry Zoologii Bezkręgowców i Hydrobiologii Wydziału Biologii i Ochrony Środowiska Uniwersytetu Łódzkiego (UŁ).
Jak dodała, wydobycie rud metali z dna oceanu nie jest łatwiejsze niż ze złóż kobaltu np. w Republice Konga, ani tańsze, ale jest nieuniknione.
"Mówimy tu o pracach na głębokości 5000 metrów, gdzie ciśnienie sięga 500 atmosfer. Inżynierowie, którzy konstruują prototypy pojazdów pracujących na dnie oceanu, uważają, że z technicznego punktu widzenia łatwiej poradzić sobie z próżnią w przestrzeni kosmicznej niż z tak wysokim ciśnieniem pod wodą. Technologicznie pozyskiwanie pierwiastków z dna oceanu nie jest proste, ale zapotrzebowanie w wielu gałęziach przemysłu jest olbrzymie" – zaznaczyła biolożka.
Pierwiastki te są bowiem wykorzystywane do produkcji baterii o długiej żywotności i szybkim czasie ładowania, niezbędnych we wszystkich urządzeniach przenośnych. Presja pozyskiwania ich rud z dna oceanu jest więc olbrzymia, ale działania te powinny być szczegółowo zaplanowane i przeprowadzone w sposób bezpieczny dla środowiska.
"Rodzi się bowiem pytanie jaki wpływ będzie miała podwodna aktywność górnicza dla środowiska, bo skutki górnictwa na lądzie niestety są nam doskonale znane. Obszar środkowego Pacyfiku jest praktycznie nieznany nauce, co uniemożliwia ocenę w jaki sposób i jak dalece górnictwo głębokowodne wpłynie na jego ekosystemy. Nie tylko nie jest znamy jego topografii, ale także warunków środowiskowych kształtujących to środowiska. Co więcej, niewiele wiemy na temat organizmów morskich jakie tam żyją, z jakiej niszy pokarmowej korzystają oraz jakich warunków potrzebują do życia i tworzenia zdrowych i stabilnych populacji" – wskazała prof. Błażewicz.
W związku z tym zainicjowano międzynarodowy projekt (Ecological Aspects of Deep-Sea Mining) w którego konsorcjum uczestniczy ponad 30 instytucji z 10 krajów. Prowadzone przez naukowców działania mają na celu ocenę bioróżnorodności biologicznej w tym obszarze, ale również ocenę tego, jakie skutki mogą mieć działania o charakterze antropogenicznym. Zaangażowani w projekt badali wpływ przemysłowej próby pozyskania konkrecji polimetalicznych w strefie Clarion Clipperton Fracture Zone oraz starali się ocenić jaki może mieć ona wpływ na jego ekosystemy.
Jak tłumaczyła profesor UŁ, dno oceanu pokryte jest warstwą miękkich osadów, można więc sobie wyobrazić, że prace górnicze z wykorzystaniem kombajnów będą je wzruszały, a prądy wody, będą je transportowały w inne, być może odległe miejsca. Wykonano badania, by sprawdzić, jak daleko i w którym kierunku osady denne mogą być transportowane.
"Informacja o kierunku transportu osadów dennych jest niezmiernie ważna. Poszczególne obszary dna oceanicznego zasiedlane są przez odmienne zespoły organizmów, w tym organizmów filtrujących, takich jak gąbki, małże i mszywioły. Duża ilość osadów w wodzie może zatykać ich aparaty filtracyjne i prowadzić do ich rychłej śmierci" – przekonywała biolożka.
Jak dodała, by ocenić, czy ekosystem będzie zdolny do regeneracji po zakończonych działaniach górniczych, trzeba być też pewnym, że żyjące tam organizmy mają możliwość przemieścić się z wyznaczonego przez ludzi rezerwuaru różnorodności biologicznej do obszaru zaburzonego działaniami gospodarczymi.
Prof. Błażewicz w swoich badaniach zajmuje się kleszczugowcami, drobnymi skorupiakami morskimi o bardzo ograniczonych możliwościach przemieszczania się. "Ich mała mobilność sprawia, że są one grupą modelową. Właśnie takie zwierzęta są doskonałymi wyznacznikami łączności genetycznej między obszarem wyznaczonym do eksploatacji górniczej a rezerwuarem różnorodności biologicznej. Są zatem wyznacznikiem najbardziej restrykcyjnego podejścia do problemu" – wyjaśniła.
Biolożka jest przekonana, że przy obecnej zaawansowanej technologii i odpowiednim finansowaniu, naukowcy są w stanie nie tylko wiarygodnie ocenić jakie skutki przyniesie przemysłowe pozyskanie konkrecji z dna, ale również zaproponować rozwiązania, które zminimalizują ich negatywne skutki dla środowiska.
"Z naszych badań wynika, że obszar wskazany jako rezerwuar różnorodności biologicznej jest bardzo ubogi pod względem bioróżnorodności, co sugeruje, że nie będzie on stanowił dobrego rezerwuaru dla regenerującego się ekosystemu morskiego" – podkreśliła i dodała, że należy bardzo rozważnie wyznaczyć obszary chronione oraz zaoferować naukowcom więcej czasu na badania, nim rozpoczną się działania górnicze, które mogą mieć nieodwracalne i dramatyczne dla środowiska skutki. (PAP)
Nauka w Polsce, Bartłomiej Pawlak
bap/ ktl/
Fundacja PAP zezwala na bezpłatny przedruk artykułów z Serwisu Nauka w Polsce pod warunkiem mailowego poinformowania nas raz w miesiącu o fakcie korzystania z serwisu oraz podania źródła artykułu. W portalach i serwisach internetowych prosimy o zamieszczenie podlinkowanego adresu: Źródło: naukawpolsce.pl, a w czasopismach adnotacji: Źródło: Serwis Nauka w Polsce - naukawpolsce.pl. Powyższe zezwolenie nie dotyczy: informacji z kategorii "Świat" oraz wszelkich fotografii i materiałów wideo.