Eksperci: chroniąc słonie czy tygrysy, chronimy całe ekosystemy

Fot. Fotolia
Fot. Fotolia

Chroniąc tygrysy i słonie chronimy jednocześnie cały ekosystem. Korzystają na tym inne gatunki i ludzie - mówią w rozmowie z PAP badający tygrysy malajskie dr Mark Rayan Darmaraj z WWF Malezja i szef Programu Ochrony Słoni Afrykańskich WWF, Lamine Sebogo.

"Wiem, że wszyscy lubią tygrysy: widujemy je w kreskówkach, odwiedzamy w ZOO. Ale nawet w krajach, w których one żyją, np. w Malezji, ludzie nie umieją ocenić, co tygrysy tak naprawdę znaczą. Tym trudniej jest wyjaśnić Polakom, że ochrona tygrysów w odległej Malezji może mieć z nimi coś wspólnego..." - mówił dr Mark Rayan Darmaraj z WWF Malezja, który bada tygrysy malajskie i od ponad dekady działa na rzecz ochrony.

"W ochronie gatunków takich jak tygrysy czy słonie chodzi nie tylko o ochronę zwierząt, ale i ludzi. Ekosystem Kotliny Konga jest drugą co do wielkości tropikalną dżunglą na świecie. W regionie tym żyje 80 mln ludzi, nie mówiąc o tubylcach, którzy w lesie zaspokajają swoje podstawowe potrzeby - znajdują pokarm, wodę czy związki lecznicze. Aby tamtejszy ekosystem funkcjonował tak, jak powinien - wymaga obecności wszystkich swoich składowych części, wszystkich gatunków razem wziętych" - dodał szef Programu Ochrony Słoni Afrykańskich WWF, Lamine Sebogo.

WWF jest międzynarodową organizacją zajmującą się ochroną przyrody. Obaj eksperci odwiedzili Polskę w związku z rozpoczęciem przez WWF Polska wsparcia dla kolejnych projektów ochrony zagrożonych gatunków poza granicami naszego kraju - słoni afrykańskich i nosorożców indyjskich. Ochronę tygrysów organizacja wspiera od jesieni.

Sebogo zaznaczył, że na ochronie słoni korzystają inne zwierzęta, np. goryle. Słonie są bowiem jednym z tzw. gatunków kluczowych, głównym czynnikiem decydującym o różnicowaniu roślin w lesie deszczowym, który pomaga utrzymać wysoki poziom bioróżnorodności.

Słonie, których w Afryce żyją dwa podgatunki, wymagają ochrony. Ich liczebność szacuje się obecnie na 500-600 tys. Część populacji jest bardzo zagrożona, dotyczy to zwłaszcza słoni leśnych. W stosunkowo dobrej kondycji są populacje z południa kontynentu, choć ich ogólna liczba w Afryce wyraźnie maleje.

Jeszcze bardziej zagrożona jest populacja tygrysów malajskich. Zwierząt, których dekadę temu było ok. 5 tys., zostało dziś nie więcej niż 3400. "Populacja się kurczy, dotyczy to nie tylko Malezji. Jest tylko kilka krajów, których liczba tygrysów (z innych podgatunków - PAP) niemal się podwoiła, np. w Indiach, Nepalu i Rosji. W innych miejscach jednak ich ubywa" - mówi Rayan.

Eksperci są zgodni, że największym zagrożeniem dla obu gatunków jest trudne sąsiedztwo z ludźmi. "Jednym z najważniejszych elementów konfliktu jest współzawodnictwo o przestrzeń. Ludzi przybywa, potrzebują coraz więcej miejsca na rozbudowę infrastruktury, rozwój rolnictwa i inne rodzaje działalności. Są silniejsi od zwierząt i zajmują przestrzeń, która jak sądzą po prostu im się należy. To sprawia, że słonie wchodzą na tereny zajmowane przez ludzi, niszczą mienie i uprawy. Ten konflikt narasta wraz ze wzrostem presji demograficznej" - mówi Sebogo.

W przypadku tygrysów wyrazem konfliktu są ataki na ludzi i bydło - zaznacza Rayan. "W Malezji często atakowani są ludzie zbierający kauczuk na plantacjach sąsiadujących z dżunglą. Na granicy dżungli pojawiają się niskie zarośla, które przyciągają mnóstwo zwierząt, np. dzikich świń. To zachęca tygrysy, które szukając zwierząt, na które mogłyby zapolować, atakują również ludzi. Sami ludzie potrzebują coraz więcej ziemi, a ich plantacje coraz bardziej wchodzą w lasy. Tygrysy stają się też problemem wtedy, gdy brakuje im zwierzyny. W poszukiwaniu łatwiejszej zdobyczy drapieżniki mogą się zasadzać na bydło" - tłumaczy.

Takie konflikty można minimalizować, odpowiednio zarządzając plantacjami. Oprócz drogich, zaawansowanych technologicznie systemów alarmowych sprawdzają się również rozwiązania tak proste, jak zagospodarowanie pasma ziemi pomiędzy strefą ludzi (plantacją) a parkiem narodowym czy dżunglą. "Często wystarczają ogrodzenia, sprawdzają się też strefy buforowe - otwarte pasy lądu pozbawione roślin. Zwierzęta nie lubią takich miejsc, zwłaszcza tygrysy, które zwykle polują z zasadzki" - mówi Rayan.

W przypadku pewnych gatunków pojawia się również potrzeba kontroli populacji. Trzeba sprawić, by wielkość populacji odpowiadała dostępnemu jej obszarowi. Gdy liczba zwierząt wzrośnie, będą one zmuszone znów wyruszyć i szukać nowej przestrzeni blisko ludzi - dodaje Sebogo.

Dobre efekty daje praktyczna edukacja, jak np. projekt realizowany w północnej części Półwyspu Malajskiego, gdzie tygrysy co roku zabijały ok. 140 sztuk bydła. Dzięki programowi ludzie zaczęli zostawiać bydło na noc w jednej specjalnej zagrodzie. To wystarczyło, by liczbę ataków zmniejszyć do ok. jednego rocznie.

Do największych problemów należy kłusownictwo. Tygrysom zagraża przywiązanie ludzi do tzw. tradycyjnej medycyny chińskiej, która zapewnia popyt na mięso, wąsy czy jądra drapieżników. "Mimo braku dowodów na ich działanie lecznicze, ludzie święcie w to wierzą i polują na tygrysy nie tylko w Indiach, gdzie jest ich dość dużo, ale i w Azji południowo wschodniej" - opowiada Rayan.

Jak dodaje, wiele wskazuje również na to, że niektórzy ludzie poszukują luksusu, który utożsamiają z jedzeniem tygrysiego mięsa. "W ich przypadku nie chodzi o tradycyjną medycynę. Są jednak gotowi zapłacić naprawdę wiele za mięso zwierzęcia, które jest symbolem, dzięki czemu potwierdzają swoją pozycję bogatych i wpływowych. To daje im poczucie wyjątkowości" - tłumaczy naukowiec.

Motorem kłusownictwa w przypadku słoni jest nielegalny handel kością słoniową - podkreśla Sebogo, powołując się na opublikowane niedawno badanie. Wynika z niego, że Tanzania, która miała drugą co do wielkości w Afryce populację słoni, w ciągu 5 lat straciła 60 proc. tych zwierząt (z ok. 100 000 słoni zostało ok. 40 tys.). "Właściwie nie ma populacji słoni, która by nie ucierpiała z powodu kłusownictwa. Dotyczy to nawet południa Afryki, gdzie sytuacja jest stosunkowo najlepsza" - mówi.

Można z tym walczyć na kilka sposobów, np. tworząc rozwiązania prawne i współpracując z miejscowymi. "Jeśli włączymy w działania ludzi - sprawimy, że ochronę zwierząt potraktują jak ochronę własnych zasobów, i będą chcieli się w to zaangażować" - mówi Sebogo.

Według Sebogo mieszkańcy Afryki coraz częściej doceniają wagę ochrony gatunków takich jak słonie. "Niektóre społeczności afrykańskie same przejmują inicjatywę związaną z ochroną, bo widzą w tym korzyści. Turystyka oznacza dla ich pieniądze i tworzenie miejsc pracy. W samej Kenii dochody płynące z turystyki są drugie co do wielkości, tuż po rolnictwie. To oznacza, że jeśli stracisz atrakcyjny gatunek, jakim są słonie, to bezpośrednio osłabi gospodarkę. Inne kraje nie są na tym samym poziomie zarządzania i ochrony, ale próbują. W WWF nad tym właśnie pracujemy: żeby społeczności lokalne przejmowały inicjatywę związaną z ochroną ochronie, i czerpały korzyści z faktu, że chronią słonie. To najlepsza metoda, by chronić ten gatunek w Afryce w sposób zrównoważony, i na długą metę" - mówi.

"Działalności, o jakiej mówię, nie da się też prowadzić bez pieniędzy, bo planowanie wykorzystania lądu wymaga wielu dodatkowych działań i generuje mnóstwo potrzeb, a większość krajów, w których prowadzi się polowania na słonie, jest stosunkowo biedna... Trzeba też dobrze wyposażyć patrole, które konfrontują się często z kłusownikami wyposażonymi w nowoczesny sprzęt. Potrzebujemy ekspertyz, aby ocenić możliwy zakres działań..." - wylicza.

Ekspert zwraca uwagę na konieczność współpracy między krajami, potrzebnej z dwóch powodów. Po pierwsze, bo słonie migrują, po drugie dlatego, że handel kością słoniową jest problemem globalnym, a główni odbiorcy tego materiału żyją w Azji, zwłaszcza południowo wschodniej.

Dr Mark Rayan Darmaraj jest uznawany za jednego z największych autorytetów w zakresie badań nad tygrysami malajskimi. W ramach projektów WWF działa też na rzecz rozwiązywania konfliktów między człowiekiem a tygrysem, bierze czynny udział w patrolach antykłusowniczych i chroni jeden z dwóch najcenniejszych kompleksów leśnych Półwyspu Malajskiego, Belum-Temengor. Ryan otrzymał tytuł doktora nauk przyrodniczych na Uniwersytecie Kent w Wielkiej Brytanii.

Działający w WWF Lamine Sebogo pochodzi z Burkina Faso. Wcześniej, w latach 1995-2009 pracował jako ekspert, zajmujący się ochroną słoni w Afryce Środkowej i Zachodniej z ramienia Międzynarodowej Unii Ochrony Przyrody (IUCN). W swojej codziennej pracy działa na rzecz ochrony słoni, poprzez ochronę miejsc ich występowania, walkę z kłusownictwem i nielegalnym handlem kością słoniową oraz ograniczaniu konfliktów między człowiekiem a słoniami. Proceder ten przyjmuje znów na sile w ostatnich latach, nie tylko tam, gdzie panuje niestabilna sytuacja polityczna.

PAP - Nauka w Polsce, Anna Ślązak

zan/ mki/

Fundacja PAP zezwala na bezpłatny przedruk artykułów z Serwisu Nauka w Polsce pod warunkiem mailowego poinformowania nas raz w miesiącu o fakcie korzystania z serwisu oraz podania źródła artykułu. W portalach i serwisach internetowych prosimy o zamieszczenie podlinkowanego adresu: Źródło: naukawpolsce.pl, a w czasopismach adnotacji: Źródło: Serwis Nauka w Polsce - naukawpolsce.pl. Powyższe zezwolenie nie dotyczy: informacji z kategorii "Świat" oraz wszelkich fotografii i materiałów wideo.

Czytaj także

  • Fot. Adobe Stock

    Mykolog: grzyby i ludzie mają wspólnego przodka

  • Czaszka żubra pierwotnego, Jakucja, fot. Rafal  Kowalczyk

    Czy prażubry były wyspecjalizowanymi trawożercami plejstoceńskich krajobrazów?

Przed dodaniem komentarza prosimy o zapoznanie z Regulaminem forum serwisu Nauka w Polsce.

newsletter

Zapraszamy do zapisania się do naszego newslettera