
<strong>W Polsce poprawiła się skuteczność leczenia raka, ale szanse na przeżycie chorych w znacznym stopniu zależą od tego, gdzie mieszkają, a raczej w jakim miejscu się leczą</strong> - wynika z najnowszego raportu Krajowego Rejestru Nowotworów.
W województwach wielkopolskim i podlaskim częściej niż w Opolskiem i Świętokrzyskim na raka prostaty chorzy umierają po pięciu latach. Na raka jelita grubego największa śmiertelność jest wśród mężczyzn w województwach śląskim, wielkopolskim i warmińsko-mazurskim (najmniejsza - w lubelskim małopolskim). A rak płuca jest najgroźniejszy w Warmińsko-Mazurskim oraz Kujawsko-Pomorskiem.
"Adres zamieszkania jest czynnikiem prognostycznym, który mówi o tym jakie szanse na przeżycie ma w Polsce chory na raka" - powiedziała podczas konferencji prasowej dr Joanna Didkowska z Krajowego Rejestru Nowotworów. Wynika to z tego, że nie wszędzie dostęp do różnych terapii jest taki sam.
Najbardziej jest to widoczne na przykładzie raka piersi. Najwięcej pięcioletnich wyleczeń uzyskuje się u kobiet leczonych w województwie mazowieckim i zachodniopomorskim. W tych regionach skuteczność leczenia sięga aż 79 proc. Porównywalna jest zatem do tej jaką osiąga się w krajach Zachodnich, np. w Wielkiej Brytanii.
"Niestety, nie wszystkie ośrodki dysponują tymi samymi możliwościami leczenia. Wiele z nich nie ma sprzętu medycznego do terapii i diagnostyki niezbędnego w leczeniu różnego typu nowotworów" - mówi prof. Tadeusz Pieńkowski, szef kliniki nowotworów piersi i rekonstrukcji piersi Centrum Onkologii w Warszawie. Potrzebni są też doświadczeni specjaliści, zarówno ci, którzy planują i koordynują leczenie, jak też chirurdzy.
Przykładem są lekarze specjalizujący się w operacjach raka piersi. Z międzynarodowych badań wynika, że dobre efekty uzyskują jedynie ci, którzy rocznie wykonują co najmniej 50 takich operacji. "Ale najlepiej oddać się w ręce chirurgów najbardziej doświadczonych, a do takich należą ci, którzy wykonują 200 tego typu zabiegów rocznie" - twierdzi prof. Pieńkowski.
Zbyt duże jest rozproszenie na terenie kraju ośrodków zajmujących się chirurgią onkologiczną. W wielu z nich są lekarze, którzy wykonują jedynie kilka operacji usunięcia guza piersi, bo pracują w małych szpitalach, gdzie sporadycznie trafiają kobiety z tego typu nowotworem. Powodem jest niewłaściwe finansowanie takich operacji. Narodowy Fundusz Zdrowia zawiera kontrakty z około 400 szpitalami na terenie kraju, nawet z tymi, gdzie liczba zabiegów jest znikoma.
"Nowotwory powinny być leczone przede wszystkim w wyspecjalizowanych, interdyscyplinarnych placówkach. Takie są też zalecenia zawarte w rezolucji parlamentu europejskiego - mówi prof. Pieńkowski. - Bo tylko w takich ośrodkach można chorym zapewnić kompleksowe leczenie, z wykorzystaniem najnowszych metod terapii".
Według zaleceń Unii Europejskiej, na 500 tys. mieszkańców powinien przypadać jeden ośrodek specjalizujący się w kompleksowym leczeniu raka piersi. W Polsce powinno być zatem około 80 takich placówek. Tymczasem takie leczenie oferują jedynie centra onkologii, m.in. w Warszawie, Gliwicach, Bydgoszczy, Krakowie i Kielcach oraz niektóre większe szpitale wojewódzkie.
Nic dziwnego, że chorzy coraz częściej szturmują szpitale oferujące większe możliwości leczenia. Skutkiem tego są coraz dłuższe kolejki zarówno do przychodni, jak i na izbach przyjęć tych ośrodków. W warszawskim Centrum Onkologii każdego dnia zgłasza się około 1 tys. chorych, którzy od wczesnych godzin rannych ustawiają się tasiemcowych kolejkach do rejestracji.
"Jeśli nic się nie zmieni, te kolejki będą coraz dłuższe, bo zachorowalność na nowotwory w Polsce od 30 lat gwałtownie rośnie" - mówi prof. Witold Zatoński, szef Zakładu Epidemiologii i Prewencji Nowotworów Centrum Onkologii w Warszawie. W 2008 r. zarejestrowano 156 tys. nowych zachorowań i 93 tys. zgonów. W 2025 r. przewiduje się, że na raka zachoruje już 176 tys. Polaków.
"Za kilka lat liczba zgonów z powodu raka może być w naszym kraju taka sama jak w przypadku chorób układu krążenia, a nawet większa" - przewiduje prof. Zatoński. Tak jest już w Kanadzie. W 2005 r. liczba zgonów z obu przyczyn najpierw się tam zrównała, a od 2007 r. mężczyźni zaczęli częściej umierać na raka niż na zawały serca i udary mózgu.
Podobne zmiany zachodzą również w Polsce. W ostatnich 20 latach ponaddwukrotnie zmniejszyła się liczba zgonów z powodu chorób sercowo-naczyniowych, a jednocześnie prawie dwa razy zwiększy się liczba zgonów z powodu nowotworów złośliwych.
"Nie oznacza to, że rak jest chorobą śmiertelną, na którą niewiele możemy pomóc" - podkreśla prof. Zatoński. U coraz większej liczby chorych jest to choroba przewlekła, z którą żyją oni 10, 15, a nawet 20 lat i więcej, w zależności od typu nowotworu.
Przykładem jest rak piersi. Od 1978 do 2008 r. liczba kobiet, która zachorowała na ten nowotwór w Polsce zwiększyła się dwuipółkrotnie, ale umieralność z tego powodu jest taka sama jak w latach 70. XX w.
"Jednym z powodów jest upowszechnienie badań profilaktycznych, takich jak mammografia, które sprawiło, że rak piersi częściej jest wykrywany" - mówi dr Urszula Wojciechowska z Krajowego Rejestru Nowotworów. Postęp polega na tym, że rak piersi jest częściej wykrywany we wczesnym etapie rozwoju, gdy skuteczność leczenia jest znacznie większa. "Wystarczy, że zostanie wykryty guz o średnicy poniżej 2 cm, a szanse na wyleczenie się wynoszą ponad 90 proc." - mówi Wojciechowska. (PAP)
zbw/ krf/ kap/
Fundacja PAP zezwala na bezpłatny przedruk artykułów z Serwisu Nauka w Polsce pod warunkiem mailowego poinformowania nas raz w miesiącu o fakcie korzystania z serwisu oraz podania źródła artykułu. W portalach i serwisach internetowych prosimy o zamieszczenie podlinkowanego adresu: Źródło: naukawpolsce.pl, a w czasopismach adnotacji: Źródło: Serwis Nauka w Polsce - naukawpolsce.pl. Powyższe zezwolenie nie dotyczy: informacji z kategorii "Świat" oraz wszelkich fotografii i materiałów wideo.