
<strong>Niewielkie owady, muchy, pszczoły, czasami ślimaki, a nawet myszy - takie ofiary najczęściej padają łupem mięsożernych roślin. Zazwyczaj jednak rośliny te jedzą po prostu wszystko, co wpadnie do ich naturalnych pułapek</strong>. Duże dzbaneczniki, kapturnice i mniejsze muchołówki czy rosiczki można było oglądać w sobotę i niedzielę w Ogrodzie Botanicznym Uniwersytetu Warszawskiego.
Jak ocenił w rozmowie z PAP jeden z wystawców - Marcin Kaczmarski, jedną z najbardziej spektakularnych odmian roślin mięsożernych jest muchołówka. Goście Ogrodu Botanicznego mogli oglądać muchołówkę amerykańską o zabarwieniu zielonym i czerwonym.
"Owad zwabiony kolorem i wydzielaną przez tę roślinę substancją, siada na jej liściu, przypominającym +łapkę+. Jej brzegi zakończone są wypustkami i kiedy owad poruszy powierzchnię liścia to +łapka+ muchołówki błyskawicznie się zamyka" - opisywał Kaczmarski.
Wtedy - jak opowiadał - roślina zaczyna wydzielać substancje trawienne. W zależności od wielkości owada, proces trawienny może trwać od jednego dnia do nawet tygodnia - jeśli ofiarą rośliny jest wyjątkowo duża mucha czy pszczoła. "Potem +łapka+ się otwiera i pozostaje na niej tylko powłoka strawionego już owada. W warunkach naturalnych jest ona zdmuchiwana przez wiatr" - tłumaczył Kaczmarski.
Jak podkreślił, w zasadzie żadna z roślin mięsożernych nie ma swoich ulubionych owadów, na które polują szczególnie często. "Zazwyczaj kierują się one prostą zasadą: jedzą to, co zmieści się w ich pułapkę" - powiedział.
By strawić schwytaną większą czy mniejszą ofiarę, roślina wytwarza substancje trawienne, które rozkładają białko ciała zwierzęcego do związków azotowych. Z nich wytwarzają potem swoje specyficzne białko roślinne. Jeśli łupem rośliny padnie owad, to zostaje po nim tylko pancerz chitynowy, a jeśli np. ślimak, to zostaje on zjedzony w całości.
Największe owady - z racji rozmiarów samej rośliny - mogą łowić tzw. dzbaneczniki. Mają one wyjątkowo wielkie kielichy. "Roślina wytwarza substancję zwaną miodnikiem, która zwabia owady. Przyszła ofiara dolatuje do kielicha +upaja się+ zapachem, pod którego wpływem oszołomiona, ześlizguje się i wpada do środka takiego dużego dzbanka" - mówił PAP Kaczmarski. Zdarza się jednak, że do środka dostają się małe gryzonie np. myszy, niewielkie jaszczurki czy ślimaki.
Z większych roślin mięsożernych goście wystawy mogli zobaczyć również kapturnice, które spotyka się w żółtych lub purpurowych barwach.
"Są bardzo efektywne, bo potrafią schwytać nawet pszczołę" - mówił Kaczmarski. Dodał, że jest tylko jeden owad, który potrafi wydostać się z ich pułapki - osa, która swoim żądłem potrafi zrobić dziurę w kielichu kapturnicy. Nie jest to jednak reguła, bo - jak zauważył specjalista - wydostaną się tylko "najbystrzejsze" osy, które po prostu wpadną na ten pomysł.
Pytany, dlaczego niektóre rośliny wybierają właśnie mięsne menu wyjaśniał, że w naturze rosną one zazwyczaj na glebach podmokłych lub bardzo podmokłych. "Woda wymywa z ich podłoża substancje takie jak azot czy białko, które są potrzebne tym roślinom do życia" - tłumaczył. Natura wykształciła więc u nich zdolności chwytne, by te niezbędne substancje mogły pobierać w inny sposób.
Rośliny mięsożerne hodowane w domu czerpią pożywienie z podłoża, dlatego w zasadzie mięsne pożywienie nie jest im niezbędne do przeżycia. Jednak jeśli zwabią owada, to wykształcony mechanizm również zadziała. "Domowych roślin mięsożernych nie trzeba jednak na siłę karmić owadami" - zaznaczył Kaczmarski. Dodał, że dla człowieka nie są one w żaden sposób niebezpieczne.
W naturalnych warunkach dzbaneczniki rosną przede wszystkim w Azji Południowo-Wschodniej, kapturnice w Ameryce Północnej, a muchołówki amerykańskie w Stanach Zjednoczonych. Na całym świecie, również w kilku rejonach Polski, można spotkać popularne rosiczki.
"W warunkach domowych mogą rosnąć w zasadzie wszystkie rośliny mięsożerne. Koniecznym warunkiem jest jednak dostęp do wody i światła, dlatego najłatwiej hodować je na podstawce z wodą na parapecie okna. Dzbanecznik jest tu pewnym wyjątkiem, bo wystarczy podlewać go mniej więcej dwa razy w tygodniu"- tłumaczył Kaczmarski.
PAP - Nauka w Polsce, Ewelina Krajczyńska
agt/ kap/
Fundacja PAP zezwala na bezpłatny przedruk artykułów z Serwisu Nauka w Polsce pod warunkiem mailowego poinformowania nas raz w miesiącu o fakcie korzystania z serwisu oraz podania źródła artykułu. W portalach i serwisach internetowych prosimy o zamieszczenie podlinkowanego adresu: Źródło: naukawpolsce.pl, a w czasopismach adnotacji: Źródło: Serwis Nauka w Polsce - naukawpolsce.pl. Powyższe zezwolenie nie dotyczy: informacji z kategorii "Świat" oraz wszelkich fotografii i materiałów wideo.