Ekspert IES: każdy człowiek zostawia ślady biologiczne

Każdy człowiek zostawia ślady biologiczne, które mogą przetrwać dziesiątki lat i posłużyć do ustalenia jego kodu genetycznego; w tym sensie nie ma zbrodni doskonałej - powiedział PAP kierownik Pracowni Genetyki Sądowej w Instytucie Ekspertyz Sądowych dr Tomasz Kupiec.

PAP: Czym się zajmuje Pracownia Genetyki Sądowej IES?

Dr Tomasz Kupiec: Zajmujemy się głównie badaniem śladów biologicznych i określaniem profilu genetycznego, potocznie to się nazywa badaniem DNA. Inaczej mówiąc, używamy narzędzi genetycznych do rozwiązywania problemów, które pojawiają się w śledztwie. Prokurator, policja czy sąd może zlecić nam badania w sprawach karnych, rzadko w cywilnych, i musimy wykorzystać naszą wiedzę w zakresie biologii molekularnej do tego, żeby odpowiedzieć na postawione pytania, np. czy ktoś był na miejscu zdarzenia, czy prowadził samochód, czy doszło do jakiegoś kontaktu między przestępcą a ofiarą.

Podałem proste przykłady, ale czasami są bardziej złożone sprawy, bo żadne przestępstwo nie jest podobne do innego. Nie jest to taka czysto odtwórcza praca, zawsze jest jakiś element, który wymaga wykorzystania całej posiadanej wiedzy, żeby rozwiązać problem. To nie jest też takie typowe laboratorium, gdzie się bada setki próbek krwi i tylko daje wyniki, bo opinia biegłego to jest coś więcej - szersze spojrzenie na sprawę. I często organa ścigania zlecają nam wykonanie pełnej ekspertyzy z elementów, które się zazębiają i dają pełny obraz zagadnienia. Współpracujemy przy tym z innymi pracowniami naszego Instytutu.

PAP: Na jakim materiale pracujecie, jakie to są ślady?

TK: Większość komórek naszego ciała zostaje, w różnej postaci, na miejscu zdarzenia. Są to ślady dotykowe, ślady śliny, potu na ubraniach. Można powiedzieć, że jesteśmy w stanie zrobić badanie z każdego rodzaju materiału, który miał związek z ciałem człowieka. To, co kiedyś było pokazywane w filmach science fiction, że ktoś czegoś dotknął i z tego można było zrobić profil genetyczny, teraz jest zupełnie standardową procedurą.

Możliwości są takie, że teoretycznie możemy to zrobić z sześciu komórek. Sześć komórek ludzkiego organizmu to jest tak nikła, niewidoczna ilość, że przestępca nie zdaje sobie sprawy, że je zostawia. I trudno się nawet zabezpieczyć przed tym, żeby tych śladów nie zostawiać. Nie ma takiej możliwości, bo cały czas naskórek się złuszcza, gubimy włosy, ślina, kiedy mówimy, też gdzieś upada. Technologia jest tak daleko posunięta, że jest to wręcz niesamowite.

PAP: Ale takie ślady muszą być profesjonalnie zbierane?

TK: Tutaj dochodzimy do sedna, że najważniejsze jest to, co się dzieje na miejscu zdarzenia. Miejsce zdarzenia to początek wszystkiego: tam się dokonuje przestępstwo, tam się zbiera ślady i tam też rozstrzygają się losy sprawy, bo jeżeli nie zabezpieczy się dobrych śladów, to najlepsze laboratorium nie pomoże.

Trzeba docenić ludzi, którzy na miejscu zdarzenia są i wykonują czasami bardzo heroiczne prace. Często są to miejsca, do których strach wejść, powiedziałbym: bardzo bogate w różnego rodzaju ślady, i trzeba się wczuć i wykazać intuicją, żeby zabezpieczyć to, co jest ważne i ma związek ze sprawą, a nie wszystko, co tam jest na miejscu. Do tego trzeba mieć wiedzę, doświadczenie i intuicję.

PAP: I jakieś specjalne środki techniczne, wyposażenie?

TK: My na miejsce zdarzenia nie jeździmy, robią to technicy kryminalistyczni z policji. Wykorzystuje się np. specjalne środki chemiczne do ujawnienia śladów krwi, które są zatarte, zmyte. Nawet po wielu latach można takie ślady znaleźć, spryskując miejsce odpowiednimi środkami, po których krew, rozcieńczona nawet milion razy, jeszcze zaczyna świecić.

PAP: I te ślady nadają się do badań genetycznych, takie rozmyte?

TK: Tak, nie ma ograniczenia czasowego. To są proste zabiegi. Można pobrać te ślady i ustalić DNA nawet po 10-20 latach. Dlatego tak dużo jest spraw z "archiwum X", bo dobrze zabezpieczone ślady biologiczne, w suchym miejscu bądź zamrożone, są przez wiele dziesiątków lat dowodem, który nie ginie. Mieliśmy kiedyś sprawę zaginięcia mężczyzny. Jego szczątki zostały wykopane w gospodarstwie, a miejsce zbrodni ujawniono w ten sposób, że w domu był tapczan, używany przez kilkadziesiąt lat przez różne osoby, w gąbkach którego zachowały się ślady krwi ofiary.

PAP: A czy zebranie tych niewidocznych śladów - śliny, naskórka jest trudne?

TK: Ślad genetyczny do zebrania jest bardzo prosty - są wymazówki, czyli pałeczka z wacikiem; wiadomo, że ktoś mógł czegoś dotknąć, trzymał coś w ręku - można potrzeć, pobrać ślad z miejsca, gdzie ślad mógł wystąpić i już. Często nie od razu wiadomo, czy ten ślad występuje, bo naskórka nie widać. Stosuje się też specjalne folie klejące - folia ma tę cechę, że zbiera idealnie komórki, dlatego jesteśmy w stanie zrobić analizę genetyczną z ubrania, gdy ktoś kogoś szarpał.

PAP: Oparłam przed chwilą rękę o stolik...

TK: Tak, na pewno jest tu pani DNA na blacie.

PAP: Ponieważ zawsze zostają ślady i są długowieczne to nie ma zbrodni doskonałej?

TK: Oczywiście, że nie ma, bo często sprawcy nawet nie wiedzą, że pewne rzeczy pozostają na miejscu zdarzenia albo, że przez jakiś błąd czy zbieg okoliczności mogą zostać ustaleni. Technologia nam pomaga, bo to co było niemożliwe 10-20 lat temu, teraz można łatwo zbadać.

PAP: Czyli mówimy teraz o wyposażeniu pracowni.

TK: Tak, technologia w badaniach genetycznych ciągle się zmienia, powstają nowe narzędzia, które są bardziej czułe, umożliwiają nam analizę z coraz mniejszej ilości materiału. Nie jest to łatwa ani tania technologia, ale staramy się nadążać i uzupełniać, bo gdybyśmy tego nie robili, to trudno byłoby dogonić świat i byłoby to bardzo kosztowne. Musimy inwestować w sprzęt, nowe programy do analizy, które pomagają biegłemu i często wspomagają go, sugerując też jakieś rozwiązania.

Umożliwia nam to też zwiększanie przepustowości laboratorium. Kilka lat temu postawiliśmy na to, aby automatyzować pewne procesy - to przynosi efekty, bo możemy robić więcej. Dawniej badania genetyczne były czymś wyjątkowym, a teraz jest to standard, nawet w przypadku błahych włamań.

PAP: Czyli zapotrzebowanie jest duże?

TK: Bardzo duże. Jest ogromna presja organów procesowych, żeby te badania wykonywać, ponieważ pewnych rzeczy nie da się wyjaśnić bez badań genetycznych. I trudno się dziwić, bo dają one dość jednoznaczne odpowiedzi na trudne pytania. Mogą też zweryfikować zeznania. Podejrzany mówi, że nie było go gdzieś, a są tam jego ślady; mówi, że ratował, a ślady są w takim miejscu na ubraniu, że to nie mogło być od ratowania, tylko zadawania ciosów.

PAP: Jak odbywa się takie badanie?

TK: Mamy stacje automatyczne, nazywamy je robotami, do których wstawiamy próbki i które w ciągu 2 godzin wykonują czynności, które człowiek wykonywałby przez 8 godzin. Eliminują także możliwość błędów.

Na początku biegły zabezpiecza i wybiera ślady z dowodów rzeczowych, które nadają się do badania i są według niego istotne dla sprawy. Potem wstawia się to do automatu, który pozwala wyciągnąć materiał genetyczny z podłoża; kolejny automat zmierzy ilość DNA, następny miesza z odczynnikami w odpowiedniej kolejności, a w końcu automaty, które produkują profil genetyczny. Wszystko to jest zautomatyzowane.

PAP: Ostatni etap to jest identyfikacja?

TK: W ostatnim etapie też jest potrzebny biegły, bo same wyniki są mało satysfakcjonujące dla sędziego czy prokuratora. Biegły musi stwierdzić, czy uzyskane cechy genetyczne pasują do materiału porównawczego. Jeżeli wyniki są różne, wówczas pisze ze 100-proc. pewnością, że to nie jest ten człowiek.

Jeżeli ślady są zgodne z profilem podejrzanego, to trzeba określić prawdopodobieństwo wystąpienia tych cech w populacji. My badamy 15 cech DNA, a DNA ma miliardy takich cech. Może to oznaczać, że to jest DNA tego człowieka albo, że zgodność jest przypadkowa, co często podnoszą obrońcy. Jeżeli jednak stwierdzimy, że szansa na spotkanie drugiego człowieka o takim samym zestawie 15 cech genetycznych jest jak 1:180 mld osób, to znaczy, że jest absolutnie mało prawdopodobne, że ktoś inny zostawił ten ślad. I jest to bardzo mocny dowód.

PAP: Może Pan opowiedzieć o jakichś najciekawszych sprawach?

TK: Nie chciałbym nikogo instruować, ale mieliśmy sprawę zabójstwa, gdzie sprawca wyrzucił zakrwawioną odzież, ale buty zapastował i zostawił. Okazało się, że wewnątrz sznurówek zostały ślady krwi ofiary, która została brutalnie pobita i skopana. Mieliśmy konstruktora bomby, który zostawił swoje ślady na kablach. Zajmowaliśmy się też opisywaną przez media sprawą identyfikacji szczątków, wykopanych niedaleko Krakowa. Tam do typowania oprócz profilu genetycznego zostały zastosowane technologie portretowania wyglądu zewnętrznego, bo my na podstawie genów staramy się typować kolor oczu i włosów....

PAP: Państwo przecież ustalaliście kolor oczu Kopernika i gen. Sikorskiego!

TK: Tak, ustalaliśmy kolor oczu Kopernika, Sikorskiego. Co do Kopernika to trudno jest stwierdzić, jaki miał kolor oczu, bo nie ma portretów i wiarygodnych przekazów, ale analiza wskazuje, że były niebieskie. Ale u gen. Sikorskiego można znaleźć potwierdzenie, że to co wykazaliśmy zgadza się ze stanem faktycznym - miał niebieskie oczy.

PAP: To jest metoda opracowana w Pańskiej pracowni?

TK: W badaniach dotyczących typowania koloru oczu i wyglądu zewnętrznego współpracujemy z Centrum Erasmusa w Rotterdamie oraz Uniwersytetem Jagiellońskim. W wyniku tych badań został opracowany i opublikowany test do stosowania w naukach sądowych – służący do określania koloru oczu i włosów na podstawie badań genetycznych.

Bierzemy teraz udział w badaniach, w których będziemy starać się znaleźć metodę określania wieku na podstawie badań genetycznych. Sam profil genetyczny określa płeć. Wiek osoby, z małym marginesem błędu, zawęzi poszukiwania, podobnie jak kolor oczu i włosów.

PAP: Ile osób pracuje w pracowni i ile powstaje w niej ekspertyz?

TK: W pracowni pracuje teraz 10 osób, wykonujemy 900 ekspertyz rocznie, ale te ekspertyzy są różne, niektóre to jeden dowód, a niektóre to kilkaset dowodów rzeczowych. Dotyczą one różnorodnych spraw, od włamań do poważnych zabójstw grup mafijnych - to od 7 tys. do 9 tys. śladów rocznie. Trzeba taki ślad zabezpieczyć, poddać wieloetapowej analizie, wygenerować jego profil genetyczny i potem porównać do materiału porównawczego. Patrząc na ilość spraw, nasze laboratorium jest jednym z największych w Polsce.

Samo uzyskanie profilu nie nastręcza problemu, tylko potem trzeba to zinterpretować, napisać opinię i podpisać ją własnym nazwiskiem. Jest to duża odpowiedzialność; to jest ta strona naszej pracy, którą nie każdy jest w stanie wytrzymać, ponieważ podejmuje się decyzje, które mają wpływ na ludzki los. Trzeba potem w sądzie stanąć twarzą w twarz i umieć się obronić.

Rozmawiała Anna Pasek

PAP - Nauka w Polsce

hp/ malk/ mag/

Fundacja PAP zezwala na bezpłatny przedruk artykułów z Serwisu Nauka w Polsce pod warunkiem mailowego poinformowania nas raz w miesiącu o fakcie korzystania z serwisu oraz podania źródła artykułu. W portalach i serwisach internetowych prosimy o zamieszczenie podlinkowanego adresu: Źródło: naukawpolsce.pl, a w czasopismach adnotacji: Źródło: Serwis Nauka w Polsce - naukawpolsce.pl. Powyższe zezwolenie nie dotyczy: informacji z kategorii "Świat" oraz wszelkich fotografii i materiałów wideo.

Czytaj także

  • Fot. Adobe Stock

    Poznań/ Instytut Chemii Bioorganicznej PAN w projekcie tworzenia europejskiej bazy danych genetycznych

  • Fot. Adobe Stock

    Naukowiec: żubr jest gatunkiem „uchodźcą”, który został zepchnięty do lasów

Przed dodaniem komentarza prosimy o zapoznanie z Regulaminem forum serwisu Nauka w Polsce.

newsletter

Zapraszamy do zapisania się do naszego newslettera