Jak odnajduje się naukowiec, który - po latach pracy badawczej za granicą - postanowił prowadzić badania w Polsce? Jakie wyboje czekają na drodze do stworzenia własnego zespołu badawczego? Opowiada o tym dr hab. Sławomir Boncel z Politechniki Śląskiej, który na co dzień projektuje właściwości nanostruktur węglowych do różnych zastosowań.
Budowa własnego zespołu badawczego jest zadaniem ambitnym. Poza zapleczem badawczym potrzebni są m.in. wszechstronnie przygotowani studenci. Tymczasem wielu z nich brakuje samodzielności. Część liczy na to, że w laboratorium wszystko zrobi się samo, a oni dostaną gotowe wyniki do analizy - opowiada w rozmowie z PAP dr hab. inż. Sławomir Boncel, który na Politechnice Śląskiej bada nanostruktury węglowe.
Sławomir Boncel z Wydziału Chemicznego Politechniki Śląskiej w Gliwicach jest laureatem programu KOLUMB Fundacji na rzecz Nauki Polskiej; stypendystą Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego dla wybitnych młodych uczonych; dwukrotnym laureatem Forum Akademickiego w konkursie na artykuł popularnonaukowy. Kieruje projektami badawczymi finansowanymi przez NCBR, NCN i FNP. Jest autorem ponad 40 publikacji z listy JCR, (Journal Citation Reports) i dwóch patentów.
Aleksandra Ziembińska-Buczyńska: Duże doświadczenie w pracy badawczej zdobyłeś za granicą. Twoja współpraca z Uniwersytetem w Cambridge sięga 2004 roku. Byłeś nagradzany m.in. przez resort nauki i FNP. Czemu wróciłeś do kraju? Jak człowiek wybitnie uzdolniony znajduje się na polskiej uczelni?
Dr hab. inż. Sławomir Boncel: Życie pisze różne scenariusze. Większość rzeczy, które dało się w mojej dziedzinie badawczej zrobić, powstało za granicą. I stąd moja pewność, że powinniśmy wyjeżdżać, żeby się uczyć. Możliwości jest coraz więcej, więc warto raz na jakiś czas wyjechać i na dłuższą chwilę zakotwiczyć w obcym porcie. Takie współprace procentują w przyszłości. Poza tym młodzi powinni się tam \"narobić\" i zmierzyć z innymi naukowcami, którzy wyrośli w zupełnie innych warunkach. To bardzo budujące doświadczenie.
W Wielkiej Brytanii panuje też większa wolność od … biurokracji. W Polsce jest to osad, który każdy naukowiec najchętniej by od siebie daleko odrzucił. Ludzie nauki są tutaj zmuszani przez sposób myślenia administracji do zbędnej dokumentacji dosłownie wszystkiego. Uważam, że wypełnianie efemerycznych tabelek tylko po to, żeby nikt ich nie przeczytał, a jedynie zebrał razem i włożył do szuflady, nie jest zadaniem dla naukowca. Poza tym to także stawianie nas naukowców jako podejrzanych niedopełnienia obowiązków dydaktycznych i generowanie niepotrzebnej nieufności.
AZB: Jak ważne jest utrzymywanie współpracy naukowej z różnymi ośrodkami?
SB: Taka współpraca jest bardzo ważna – umożliwia na przykład składanie wniosków projektowych z ośrodkami o uznanym autorytecie czy też pozwala na zdobycie doświadczenia przez młodą kadrę na różnych stażach i stypendiach. Niemniej wychodzę z założenia, że skoro zdobyło się trochę doświadczenia, to na takiej podstawie i wspólnymi siłami trzeba budować tutaj.
W tej chwili sprawy dla mnie najważniejsze to rozbudowanie własnego zespołu i zapewnienie mu funkcjonowania na wysokim światowym poziomie, czyli także na takim poziomie finansowania.
AZB: I jak Ci idzie to budowanie zespołu w kraju? Czy to trudne zadanie?
SB: Myślę, że nie najgorzej, ale istnieją dość poważne ograniczenia. Największym problemem jest na dzisiaj kiepski stan techniczny miejsca naszej pracy – nie najlepsze rozwiązania sprzed lat, dziesiątki lat eksploatacji i braki remontów zrobiły swoje. Na nowoczesne zaplecze badawcze potrzebne są często bardzo duże środki finansowe, o które walczymy. Sam zespół wciąż nie jest wystarczająco liczny, a tematyka badań bardzo zróżnicowana. To wszystko razem wymaga trochę renesansowego – to znaczy wielostronnego – przygotowania nowych studentów. Tymczasem większość studentów, którzy powinni włączać się w pracę badawczą, jest coraz słabiej do tego przygotowana. Jest to problem złożony i obecny nie tylko na naszej uczelni, nie tylko w naukach ścisłych, i zaczyna się już na wcześniejszych etapach edukacji. Studentom trzeba poświęcić coraz więcej czasu, by stali się samodzielni. Tymczasem np. w Cambridge stawia się na samodzielność. Wszystko robisz sam.
AZB: Czego im brakuje oprócz waszego czasu? Teorii czy praktyki? Doświadczenia w laboratorium?
SB: Chodzi przede wszystkim o ich przygotowanie w szkole średniej. Nie chcę jakoś specjalnie piętnować tego stopnia edukacji, ale studenci, którzy do nas przychodzą, wymagają od kadry akademickiej sporego wysiłku, żeby zmienić ich dotychczasowe podejście do nauki i pracy. Szkoły te w swoich programach traktują praktykę mocno po macoszemu. No i jest duży problem z przedmiotami ścisłymi – matematyką czy fizyką, nie lepiej jest ze zdolnościami manualnymi czy planowaniem pracy. Niewiele także czytają i to nie tylko literatury fachowej. Nie można jednak odmówić części studentów braku motywacji. Niektórzy są mocno zmotywowani i kiedy dostają konkretne zadanie potrafią skupić się na jego celu.
AZB: Czy można stwierdzić, że byłeś chemikiem z powołania? Od przedszkola?
SB: Powołanie to może za duże słowo, ale na pewno miałem pociąg do tej dziedziny. Moje chemiczne zainteresowania zaczęły się dość dawno, właściwie od dociekań pod tytułem \"dlaczego?\". Dlaczego zmoczony cukier się klei, a sól nie? Dlaczego mucha nie spada z sufitu? Skąd takie feerie barw fajerwerków sylwestrowych? Pierwsze eksperymenty były bardzo proste, ale gdy udało mi się \"zsyntezować\" po raz pierwszy saletrę sodową w kwasu i ługu, a następnie wypalić za jej pomocą dziurę w dywanie, uwierzyłem w potęgę chemii... Niemal pierwotne wrażenia, takie jak badanie wpływu różnych substancji na rośliny z ogródka czy przyglądanie się nocnej destylacji alkoholu, były bardzo emocjonujące. To wszystko wpłynęło na moje zainteresowania i dalsze życiowe wybory.
AZB: Wydaje się, że tego studentom brakuje – laboratorium i frajdy, która płynie z własnych eksperymentów. Czy nasi studenci są \"ubożsi w doświadczenia\"?
SB: Myślę, że tak. I do tego świat się zmienia. Ludzie coraz więcej pracują przy komputerach, różnych urządzeniach, a coraz mniej własnymi rękoma. Nie zaglądają też w \"bebechy\" tym urządzeniom, nie znają zasad ich działania. Najprostsze przykłady takiej zmiany znajdziemy w codziennym życiu: w gotowaniu, naprawie samochodu. Własnoręcznie wykonywane zadania są nam coraz bardziej obce. I to wpływa na zachowanie studentów w laboratorium – „samo się wszystko zrobi”, a oni dostaną gotowe wyniki do analizy. Tu trzeba choć odrobiny samozaparcia, trzeba chcieć.
AZB: Uczysz tradycyjnie? Masz wykłady, ćwiczenia czy wolisz model zajęć otwartych, jak w Anglii?
SB: Uważam, że tradycyjne formy uczenia nie są złe. Konieczne jest jednak przede wszystkim zapewnienie w programach kształcenia dobrego gruntu, szerokich i solidnych podstaw. Nieodzowna jest modyfikacja zagadnień zgodnie z aktualnym stanem wiedzy, nie możemy uczyć chemii tylko w zakresie i formie sprzed stu lat. Niestety środki finansowe na dydaktykę pozostawiają wiele do życzenia, cudów i update’u najnowszego stanu nauki i techniki się z nich nie zrobi. Przykładowo budżet MIT – Massachusetts Institute of Technology - jest większy od budżetów wszystkich polskich uczelni razem wziętych.
AZB: Twój dorobek pokazuje, że robisz bardzo trudne rzeczy, ale potrafisz o nich bardzo prosto mówić. Na ile można uprościć naukę do formy \"strawnej\" dla laików, bez uszczerbku na merytoryce? Gdzie jest ta cienka granica?
SB: Trzeba tak mówić i pisać, żeby przyciągnąć uwagę. Ale jak już się ją zdobędzie, to trzeba pamiętać, że dla \"wciągniętej ofiary\" od pewnego momentu rzetelna nauka i tak musi się zacząć. Nie można się w nieskończoność ślizgać po powierzchni zagadnień naukowych. Oczywiście wszystko zależy od formy przekazu. Dla szerszej publiczności język musi być prostszy, nie branżowy, musi mieć giętkość, a opowieść - płynność. Trzeba mieć historię do opowiedzenia. W Anglii na przykład nauczyłem się tej istotnej rzeczy o naukowym pisaniu. Taka naukowa praca musi być swoistego rodzaju historią, opowieścią. Musi tam być dyskusja, nawet rodzaj lekkiego naukowego zamętu, czasem nawet negacja – niekoniecznie rewolucja, ale trzeba pamiętać, że nasze publikacje muszą przedstawiać wyniki w jakiś sposób lepsze od już opublikowanych. Musimy się odnieść do obecnego stanu wiedzy, trzeba być krytycznym i stworzyć narrację, którą z chęcią się czyta.
AZB: Podsumowując – w którym kierunku musimy iść, żeby na polskich uczelniach było coraz lepiej? Czy powinniśmy liczyć, że sfinansuje nas przemysł?
SB: Transfer wiedzy do przemysłu jest bardzo ważny, ale żeby osiągać znaczące postępy naukowe kluczowe jest finansowanie nauk podstawowych. Tam tkwią zalążki czasem jeszcze \"nie-wiadomo-czego\", i często ich droga do wykorzystania praktycznego może na początku wydawać się wręcz niemożliwa. Z drugiej strony potrzebne jest też rozbudowanie systemu stypendiów dla doktorantów i studentów, w szczególności na prace doktorskie i magisterskie, oparte na współpracy z przemysłem. Na naszym wydziale istnieje taka współpraca, finansowanie konkretnych prac badawczych.
Wielki przemysł ma oczywiście swoje laboratoria i swoich naukowców, ale to właśnie oni potem ekstrahują ludzi z nauki do swoich laboratoriów. Dlatego musimy promować i zabezpieczać swoje badania, mówić o nauce, a prędzej czy później przemysł do nas sam zapuka. Tak było w moim przypadku. Bez artykułu o czarnej nanorurkowej sukience w Forum Akademickim - współpracy nie zaproponowałby mi dyrektor Instytutu Technologii Bezpieczeństwa \"Moratex\".
Powinniśmy zatem wyjść do przemysłu i mówić prostym, zrozumiałym językiem o tym, co robimy, jakie mamy możliwości. Ale przede wszystkim powinniśmy też słuchać. Dlatego potrzebne są różnego rodzaju spotkania, konferencje i seminaria, na których nauka proponuje konkretne rozwiązania dla konkretnych problemów.
AZB: Nanostruktury węglowe i ich zastosowanie to główny temat twoich badań. Co dokładnie w tej chwili robisz?
SB: Obecnie głównym przedmiotem moich zainteresowań naukowych jest synteza i modyfikacje chemiczne nanostruktur węglowych – takich jak nanorurki, nanowłókna czy fulereny – oraz projektowanie ich właściwości pod kątem różnych zastosowań. W mojej grupie badawczej pracujemy nad otrzymywaniem nowych nanomateriałów o doskonalszych właściwościach elektrycznych, cieplnych, elektromagnetycznych, katalitycznych czy też medycznych. Są to np. ultralekkie i wytrzymałe kompozyty przewodzące prąd i ciepło, materiały absorbujące promieniowanie radarowe, nośniki katalizatorów dla wysokotonażowej produkcji, magnetyczne nanorurki w zdalnie sterowanych systemach dostarczania leków np. antynowotworowych czy też środki kontrastowe dla magnetycznego rezonansu jądrowego.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Aleksandra Ziembińska-Buczyńska
PAP – Nauka w Polsce, Aleksandra Ziembińska-Buczyńska
Tekst jest jednym z efektów programu Rzecznicy nauki, zorganizowanego przez Centrum Nauki Kopernik i Fundację British Council. Program umożliwia nawiązanie współpracy pomiędzy popularyzującymi wiedzę naukowcami, a dziennikarzami zajmującymi się sprawami nauki.
ekr/ agt/ zan/
Fundacja PAP zezwala na bezpłatny przedruk artykułów z Serwisu Nauka w Polsce pod warunkiem mailowego poinformowania nas raz w miesiącu o fakcie korzystania z serwisu oraz podania źródła artykułu. W portalach i serwisach internetowych prosimy o zamieszczenie podlinkowanego adresu: Źródło: naukawpolsce.pl, a w czasopismach adnotacji: Źródło: Serwis Nauka w Polsce - naukawpolsce.pl. Powyższe zezwolenie nie dotyczy: informacji z kategorii "Świat" oraz wszelkich fotografii i materiałów wideo.