Prof. Jutel: jedynie 5 proc. osób uczulonych na jad owadów korzysta z terapii w ambulatorium

Fot. Adobe Stock
Fot. Adobe Stock

Zwiększa się ryzyko ukąszenia przez owady. Jednak zaledwie 5 proc. pacjentów leczonych z powodu uczulenia na jad owadów błonkoskrzydłych korzysta z terapii ambulatorium. Pozostali muszą zgłosić się do szpitala, by przyjąć szczepionkę odczulającą – alarmuje prof. Marek Jutel.

To bardzo uciążliwe i niepotrzebnie zwiększa koszty leczenia. Zdaniem specjalisty, który jest prezydentem Europejskiej Akademii Alergologii i Immunologii Klinicznej (EAACI), kierownikiem Katedry Immunologii Klinicznej Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu, pacjenci leczeni z powodu uczulenia na jad owadów błonkoskrzydłych ( takich jak pszczoły, osy, trzmiele, szerszenie, mrówki) przyjmują szczepionkę odczulającą od ośmiu do dwunastu razy w ciągu roku, przez trzy do pięciu lat, bez możliwości rezygnacji.

Powodem tego jest brak refundacji preparatów odczulających w ambulatoryjnej opiece specjalistycznej. „Jesteśmy wyjątkiem. Takie działanie nie znajduje uzasadnienia, ani merytorycznego, ani związanego z bezpieczeństwem chorych. To +zaszłość+, na której traci i pacjent i system” – podkreśla w informacji przekazanej PAP prof. Marek Jutel.

W Polsce nawet 5 proc. populacji dorosłej jest uczulona na jad owadów błonkoskrzydłych w tak silnym stopniu, że po użądleniu występuje u nich uogólniona reakcja organizmu. Anafilaksja, czyli ciężka reakcja, potencjalnie zagrażająca życiu dotyka 1-2 proc. populacji ogólnej. W liczbach bezwzględnych w Polsce dużymi reakcjami systemowymi może być zagrożonych nawet 400 tys. osób. Uczulenie na jad błonkoskrzydłych może wystąpić u osób w każdym wieku, od noworodka po seniora, i zagraża życiu pacjenta.

Silne toksyny zgromadzone w jadzie owadów błonkoskrzydłych u każdej użądlonej osoby wywołują reakcje miejscowe, takie jak zaczerwienienie, ból, obrzęk i uporczywy świąd. Jeżeli jednak reakcje te są bardzo silne, obrzęk czy zaczerwienienie skóry obejmuje większy obszar w miejscu użądlenia, wówczas należy wziąć pod uwagę fakt, że osoba ta jest uczulona na jad owadów błonkoskrzydłych.

„Na szczęście, nawet silne reakcje miejscowe, w przypadku użądlenia w ramię czy udo, nie stanowią zagrożenia dla życia chorego, w przeciwieństwie do użądlenia w okolicę głowy a zwłaszcza szyi, ponieważ mogą prowadzić do groźnej duszności. Problemem są jednak reakcje systemowe, czyli inaczej uogólnione, przebiegające od łagodnych, objawiających się pokrzywką, obrzękiem, poprzez nieco cięższe z nudnościami, wymiotami, biegunką, do bardzo ciężkich manifestujących się: skurczem oskrzeli, spadkiem ciśnienia, szybkim biciem serca. Te nasilone reakcje, bez udzielenia szybkiej pomocy medycznej, mogą zakończyć się zgonem” – wyjaśnia prof. Jutel.

Reakcją anafilaktyczną może być zagrożonych 1-2 proc. osób. Duże reakcje miejscowe występują u ponad 10 proc. populacji. P.o. prezesa Fundacji Centrum Walki z Alergią Grzegorz Baczewski zaznacza, że najbardziej narażone na reakcje alergiczne po użądleniu owadów błonkoskrzydłych są osoby dorosłe, przebywające długo na powietrzu, np. pszczelarze, rolnicy, sadownicy, leśnicy i sportowcy. Zagrożone są również dzieci, które wraz z nadejściem ciepłych dni spędzają więcej czasu na zabawach na świeżym powietrzu: w parku, lesie, placach zabaw.

„Pierwsze owady pojawiają się obecnie już pod koniec marca ze względu na zmianę klimatu, przynoszącą ocieplenie. Większość pacjentów zwyczajnie obawia się wiosny i lata z uwagi na dużą aktywność owadów” – tłumaczy. Dodaje, że gdy osoba uczulona doświadczyła już reakcji anafilaktycznej, wykazuje silne lęki przed owadami i pobytem na zewnątrz.

Prof. Jutel wskazuje, że w Polsce brakuje rzetelnych danych dotyczących liczby zgonów pacjentów w wyniku użądleń. Ekstrapolując takie dane ze Stanów Zjednoczonych na warunki polskie należałoby przyjąć, że każdego roku w naszym kraju, w efekcie reakcji alergicznej po użądleniu przez błonkoskrzydłe ginie 40-50 osób.

„To jednak tylko wierzchołek góry lodowej, dane te są mocno niedoszacowane. Nigdy nie będziemy wiedzieli, ile tak naprawdę osób umiera z powodu użądlenia. Jeżeli bowiem ktoś ginie jadąc na rowerze albo po tym, jak spadł z drabiny, żaden lekarz nie bierze takiej ewentualności pod uwagę. W akcie zgonu najczęściej wpisuje przyczynę nieznaną albo zgon z powodu zaburzenia krążeniowo-oddechowego” – wyjaśnia.

W razie uczulenia na jad owadów błonkoskrzydłych wykorzystuje się dwa rodzaje leczenia. Pierwsza metoda to leczenie objawowe, zapobiegające śmierci i ciężkim powikłaniem. Polega ono na podaniu osobie uczulonej natychmiast po użądleniu - adrenaliny. Druga metoda leczenia ma charakter przyczynowy - jest nią immunoterapia alergenowa. Doprowadza ona do wytworzenia tolerancji użądlenia przez danego owada, trwa od 3 do 5 lat, a jej skuteczność dochodzi do 90 proc.

Prof. Jutel uważa, że z immunoterapii alergenowej powinna korzystać każda uczulona osoba, u której występują ciężkie reakcje systemowe, takie jak: duszność, spadek ciśnienia, przyspieszone bicie serca. Dla nich odczulanie jest terapią ratującą życie.

Jak wyjaśnia alergolog, immunoterapia na jad owadów błonkoskrzydłych podawana jest w postaci iniekcji. Do dyspozycji alergologów pozostają dwa rodzaje preparatów. „Pierwsze, to preparaty rozpuszczalne w wodzie o natychmiastowym uwalnianiu, drugie, to preparaty o wydłużonym uwalnianiu. Te ostatnie, z uwagi na dużo wyższy profil bezpieczeństwa, dopuszczone są do stosowania w warunkach ambulatoryjnych” – zaznacza.

Ministerstwo Zdrowia jak do tej pory nie dopuściło do refundacji aptecznej, a co za tym idzie, możliwości stosowania tych preparatów w warunkach ambulatoryjnych. W efekcie 95 proc. pacjentów, którzy są odczulani na alergię na jad owadów, musi korzystać z terapii w warunkach szpitalnych. Tylko wtedy jest ona bezpłatna.

„W przypadku odczulania ambulatoryjnego refundowane jest samo podanie immunoterapii, ale preparat pacjent musi wykupić w aptece. Trzeba pamiętać, że odczulanie jest najpierw prowadzone co tydzień, a po osiągnięciu wysycenia, dawkę podtrzymującą należy przyjmować najczęściej w odstępach czterotygodniowych przez 3-5 lat – wyjaśnia prof. Jutel.

W innych krajach europejskich zdecydowana większość chorych odczulana jest w ambulatoriach. W szpitalach odczulani są tylko chorzy z najcięższymi reakcjami, u których istnieje potrzeba dokładniejszej obserwacji po podaniu immunoterapii.

„W Polsce odczulanie prowadzone jest tylko w ok. 30 ośrodkach szpitalnych, wielu pacjentów zmuszonych jest każdorazowo dojeżdżać na leczenie, co najmniej kilkadziesiąt kilometrów w jedną stronę – zwraca uwagę Grzegorz Baczewski. - Poza tym, w szpitalach traci się kilka godzin czekając na podanie immunoterapii, co łączy się z koniecznością wzięcia dnia wolnego od pracy. To są duże koszty. W podaniu ambulatoryjnym podanie łącznie z całą wizyta to czas ok. 1 godziny” – dodaje.

Prof. Jutel podkreśla, że dzięki odczulaniu w poradniach można sporo zaoszczędzić. Szpital to najbardziej kosztochłonna część systemu opieki zdrowotnej. Zaoszczędzone w ten sposób pieniądze można by przeznaczyć na odczulanie kolejnych pacjentów. „Obecnie w Polsce odczulanych jest nie więcej niż 3 tys. osób. To bardzo mała grupa, z pewnością należałoby odczulać wielokrotnie więcej” – dodaje. (PAP)

zbw/ agt/

Fundacja PAP zezwala na bezpłatny przedruk artykułów z Serwisu Nauka w Polsce pod warunkiem mailowego poinformowania nas raz w miesiącu o fakcie korzystania z serwisu oraz podania źródła artykułu. W portalach i serwisach internetowych prosimy o zamieszczenie podlinkowanego adresu: Źródło: naukawpolsce.pl, a w czasopismach adnotacji: Źródło: Serwis Nauka w Polsce - naukawpolsce.pl. Powyższe zezwolenie nie dotyczy: informacji z kategorii "Świat" oraz wszelkich fotografii i materiałów wideo.

Czytaj także

  • Fot. Adobe Stock

    Najczęściej cytowany artykuł dotyczący Covid-19 wycofany po czteroletnim sporze

  • Fot. Adobe Stock

    Roślinne napoje nie tak odżywcze, jak się wydają

Przed dodaniem komentarza prosimy o zapoznanie z Regulaminem forum serwisu Nauka w Polsce.

newsletter

Zapraszamy do zapisania się do naszego newslettera