Jedni w nieustających ciemnościach nocy polarnej; drudzy latem, kiedy słońce zachodzi na kilka godzin. Polacy na stacjach polarnych Hornsund i Arctowski kultywują polskie tradycje bożonarodzeniowe. Wspólna celebracja daje namiastkę domu - mówi polarniczka Dagmara Bożek.
Oficjalne nazwy obu placówek to: Polska Stacja Polarna Hornsund im. Stanisława Siedleckiego i Polska Stacja Antarktyczna im. Henryka Arctowskiego. Pierwsza mieści się na Spitsbergenie w Arktyce i jest zarządzana przez Instytut Geofizyki PAN, a drugą na Wyspie Króla Jerzego w Antarktyce prowadzi Instytut Biochemii i Biofizyki PAN. Pierwszą od Warszawy dzielą prawie trzy tysiące kilometrów, a drugą prawie piętnaście tysięcy kilometrów. Przez cały rok w Arktyce lub Antarktyce pracują uczestnicy kolejnych wypraw polarnych.
"Niezwykłość miejsca, sam fakt, że jest się tak daleko od kraju, wpływa na to, że polarnicy - mimo swoich różnych przekonań religijnych, praktykowania tradycji lub nie - mają zwykle silną potrzebę celebracji, bo to daje nam namiastkę domu" - powiedziała PAP Dagmara Bożek z Instytutu Geofizyki PAN, popularyzująca polską polarystykę.
Dagmara Bożek uczestniczyła w dwóch całorocznych wyprawach polarnych: w ramach 35. Wyprawy Polarnej Instytutu Geofizyki PAN na Spitsbergen 2012-2013 oraz w ramach 40. Wyprawy do Polskiej Stacji Antarktycznej im. Henryka Arctowskiego 2015-2016.
"Wigilie na obu stacjach polarnych obchodziliśmy bardzo uroczyście; w pełnej, polskiej tradycji, ze wspólnym śpiewaniem kolęd, ubieraniem choinki, choć oczywiście sztucznej, z potrawami wigilijnymi. Osoby będące na wyprawie były z różnych części Polski, więc każdy przygotowywał coś regionalnego" - wyjaśniła polarniczka.
Podczas Bożego Narodzenia na Spitsbergenie trwa arktyczna zima, a słońce przez 104 dni nie wschodzi powyżej horyzontu. Na Stacji Hornsund przebywa wtedy zwykle 10 osób, więc święta mają kameralny charakter.
"Na Spitsbergenie jest ta sama strefa czasowa co w Polsce. Różnica jest jednak taka, że jest to środek nocy polarnej, więc jest bardzo ciemno i raczej trudno zasiąść do stołu wigilijnego wraz z pierwszą gwiazdką, bo tych gwiazdek, jest dość dużo" - opisała Dagmara Bożek.
W okresie nocy polarnej widoczność gwiazd może jednak ograniczać zachmurzenie, bo bezchmurna pogoda w tamtym regionie należy do rzadkości. Przy większym szczęściu na niebie może jednak pojawić się zorza polarna.
"Wiadomo, że noc polarną każdy przeżywa nieco inaczej. Mnie towarzyszyło poczucie otulenia ciemnością, bycia w bezpiecznym kokonie. Wszędzie było ciemno, a ta nasza stacja, w której było światło i świąteczna, radosna atmosfera, była iskierką otoczoną przez tę ciemność" - wspomniała rozmówczyni PAP.
Zanim polarnicy zasiądą do stołu i zaczną celebrować świąteczny czas, nie omija ich też solidne sprzątanie stacji. Nie muszą za to troszczyć się o zakupy, bo zaopatrzenie jest kompletowane w Polsce i wysyłane drogą morską. Kwestiami tymi zajmuje się dział logistyki, który dba o to, żeby żadnych świątecznych produktów nie brakowało.
Jak wspomina Dagmara Bożek, spiżarnie na stacjach polarnych zaopatrzone są więc w karpia i inne rodzaje ryb, mak na kutię i makowce, w suszone owoce, z których można zrobić kompot.
Dość wyjątkowe - jak relacjonuje polarniczka - jest za to przygotowywanie prezentów dla współpracowników zimujących na Spitsbergenie. Być może dlatego, że święty Mikołaj nie zapuszcza się aż tak daleko na północ, polarnicy zmieniają się w rękodzielników i niemal każdy przygotowuje jakieś drobiazgi własnoręcznie.
"Oczywiście wiadomo, że to nie było jakieś wyjątkowo piękne rękodzieło, bo nikt z nas nie był artystą. Jednak sam fakt, że ktoś po godzinach pracy spędzał czas na przykład w warsztacie mechanicznym i robił coś z niczego dla kogoś. To miało naprawdę niesamowitą wartość" - zauważyła rozmówczyni PAP.
Święta na Stacji Polarnej nie są jednak czasem wyłącznie odpoczynku. Każdy ma swoje obowiązki, które musi wykonywać w konkretnych terminach. Na przykład meteorolog podczas dyżuru musi wysłać depesze meteorologiczne z informacjami m.in. o temperaturze, ciśnieniu, widzialności itp. Tak jak każdego innego dnia pracuje też dyżurny, który przez 24 godziny pilnuje stacji, sprawdzając, czy nic niepokojącego się nie dzieje i czy wszystko działa.
Do Bożego Narodzenia przygotowują się także znajdujący się niedaleko Półwyspu Antarktycznego pracownicy Polskiej Stacji Antarktycznej im. Henryka Arctowskiego, gdzie w najlepsze trwa antarktyczne lato.
Tutaj również pielęgnowane są polskie tradycje i również trudno zobaczyć pierwszą gwiazdkę, jednak z zupełnie innego powodu niż na Spitsbergenie. W środku lata w tej części świata słońce zachodzi tylko na kilka godzin, a ciemno robi się około godz. 23.
W szczycie lata na Wyspie Króla Jerzego w naturze panuje spory ruch. Pingwiny mają pisklęta, a foki szczenięta. Tłoczno i gwarno jest także na "Arctowskim". W Stacji przebywa wtedy grupa zimująca i letnia, jak również polarnicy z innych krajów, prowadzący badania. O potrawy wigilijne dba profesjonalny kucharz, który w okresie letnim jest zatrudniony na "Arctowskim".
"Kiedy pracowałam w stacji, podczas Bożego Narodzenia było w niej około 40 osób. Także jest to dość duża grupa, często - międzynarodowa. U nas wśród obcokrajowców byli Brazylijczycy, Chilijczycy i Hiszpanie. Dla nich takie święta to również pewne nowum. Pamiętam, że koledzy z Chile ubierali z nami choinkę i bardzo dziwili się, że polskie święta trwają, łącznie z Wigilią, aż trzy dni oraz, że mamy tak dużo świątecznych piosenek i kolęd" - powiedziała Dagmara Bożek.
Temperatura jest wtedy prawdziwie letnia, przynajmniej jak na antarktyczne warunki. Na Szetlandach Południowych, czyli tej części Antarktyki, w której znajduje się Stacja i gdzie poruszają się statki turystyczne, latem sięga ona od zera do 5 st. C, ale w bardzo ciepłe dni może być około 10 st. Celsjusza. Zupełnie inaczej niż w głębi kontynentu. Tam, nawet latem, temperatury sięgają minus 30 st. Celsjusza.
Nie ma za to śniegu lub jest go bardzo mało. "Pamiętam, że podczas moich świąt w Antarktyce mieliśmy resztki śniegu i zrobiliśmy bałwana, który stał do góry nogami, bo chcieliśmy podkreślić, że jesteśmy po drugiej stronie kuli ziemskiej" - wspomina polarniczka.
Ze względu na to, że uczestnicy obu wypraw reprezentują różne postawy religijne czytanie fragmentu Pisma Świętego podczas kolacji wigilijnej odbywało się na zasadzie konsensusu - mówi Dagmara Bożek. Dla osób, które potrzebują podkreślić religijny i duchowy aspekt Bożego Narodzenia obie stacje mają miejsca, w których można w spokoju oddać się modlitwie i zadumie.
Na Spitsbergenie około 700 metrów od stacji jest Przylądek Wilczka, na którym znajduje się krzyż postawiony w 1982 roku przez czwartą wyprawę polarną Instytutu Geofizyki PAN. "Tam faktycznie można indywidualnie lub wspólnie celebrować religijny wymiar świąt. I zawsze są osoby, które czują taką potrzebę i z tej możliwości chętnie korzystają" - podkreśliła Bożek.
Natomiast na Stacji Arctowskiego polarnicy mogą wybrać się do kapliczki, która mieści się tuż przy latarni morskiej, 400 metrów od Stacji. Odwiedzają też grób fotografa przyrody Włodzimierza Puchalskiego, który umarł na Stacji pod koniec lat 70. i na niej został pochowany. (PAP)
Nauka w Polsce, Ewelina Krajczyńska-Wujec
ekr/ zan/ ktl/
Fundacja PAP zezwala na bezpłatny przedruk artykułów z Serwisu Nauka w Polsce pod warunkiem mailowego poinformowania nas raz w miesiącu o fakcie korzystania z serwisu oraz podania źródła artykułu. W portalach i serwisach internetowych prosimy o zamieszczenie podlinkowanego adresu: Źródło: naukawpolsce.pl, a w czasopismach adnotacji: Źródło: Serwis Nauka w Polsce - naukawpolsce.pl. Powyższe zezwolenie nie dotyczy: informacji z kategorii "Świat" oraz wszelkich fotografii i materiałów wideo.