Motyle są piękne i pozornie kruche, a ich świat niespodziewanie ciekawy. Czy kolejne pokolenia będą miały okazję go poznać? W książce "Motyle" niemiecki zoolog przedstawia bogactwo tych organizmów - i demaskuje przyczyny ich szybkiego zanikania: miasta nie są złe; to wieś stała się niegościnna, i to bardzo - pisze.
Josef H. Reichholf motylami interesował się od dziecka i z dziecięcych czasów ma sporo "motylowych" wspomnień. Poważniejsze zapiski dotyczące tych owadów prowadzi od 1958 roku (większość badań prowadził na terenie niemieckiej Bawarii). W swojej książce "Motyle" w ciekawy i przystępny sposób przedstawia świat motyli - jego znakomitości i biologiczne dziwactwa.
Opisuje np. spotkanie ze zmierzchnicą trupią główką (których larwy żerują m.in. na poczciwych krzewach ziemniaczanych) czy przepięknymi mieniakami - tęczowcem i strużnikiem. Te obdarzone lśniąconiebieskimi skrzydłami stworzenia wyglądają jak przybysze z tropików, ale występują również w naszym klimacie.
Ich upodobania mogą wprawić w zdumienie. Bo choć zdarza się widzieć motyle obsiadające sfermentowane owoce czy... zwierzęce odchody (pozyskują z nich sole mineralne), to autor spotkał mieniaki ucztujące na rozjechanej przez auto, wysuszonej ropusze. Uczta z zawartości jej trujących gruczołów dodała im animuszu, więc Reicholf mógł z bliska sfotografować płochliwe, przepiękne okazy.
Autor przedstawia też nimfy grzybienianki - motyle wodne, których gąsienice można hodować w akwarium. Oddychają one dzięki temu, że zamknięte są w bańce powietrza. Pod wodą odbywa się nawet ich przeobrażenie w poczwarkę, która z kolei zapasy powietrza pozyskuje z wodnych roślin. Osobniki dorosłe są bardziej tradycyjne - nie żyją w wodzie, lecz "prozaicznie" latają.
Inna historia to osetniki, które co roku migrują pomiędzy Europą a pasem Sahelu w Afryce na łączną odległość nawet 15 tysięcy kilometrów (są to odległości zbliżone do tych, które pokonują migrujące ptaki). Są też bielinki - motyle pogardzane przez ptaki, dla których (z powodu kapuścianej diety gąsienic i gromadzonych w ich organiźmie związków, glikozydów gorczycznych) są one trujące. Z kolei miernikowce wyróżnia zdolność do przetrwania w niewyobrażalnie niskich (dla tak delikatnych organizmów) temperaturach w okolicy 0 st. C). Korzyść z takiego rozwiązania i aktywności w chłodne, wczesnozimowe i przedwiosenne noce to niemal całkowity brak wrogów naturalnych (np. nietoperzy).
Motyle są - i za chwilę znikają. Z powodu budowy i stylu życia bywają metaforą szybko przemijającego piękna. Są jednak mocne sygnały, że taki właśnie los - przemijanie - może się stać ich dosłownym udziałem na masową skalę. "Od co najmniej pół wieku daje się zauważyć wyraźne tendencja spadkowa. W ciągu ostatnich 50 lat liczebność motyli zmniejszyła się o ponad 80 procent" - podkreśla Reichholf.
Przekonanie, że kiedyś było dużo więcej motyli, znajduje potwierdzenie w wynikach jego badań, zgodnie z którymi liczebność samych motyli nocnych zmniejszyła się od lat 70. o 80 procent. Od roku 1969 do 1974 liczba motyli przywabianych do światła (w okresie od początku czerwca do końca sierpnia) wynosiła 242 w ciągu nocy. Różnice w poszczególnych latach były naprawdę niewielkie. Tymczasem w latach 1991-1995 wartość średnia wynosiła 88 motyli w ciągu nocy - co oznacza, że była o 64 procent niższa, niż na początku lat 70.
Liczba ta nadal maleje. W latach 2013-2017 przeciętny wynik obserwacyjny wynosił 37,5 motyla, co oznacza zaledwie 15 procent pierwotnej wielkości - alarmuje autor. I zauważa, że innych owadów ubywa znacznie bardziej, niż motyli. Statystyka jedynie wyraża to, co dawno zauważyli kierowcy, którzy nie muszą wciąż czyścić przedniej szyby i reflektorów, aby usunąć rozmiażdżone owady. Powodem nie jest bynajmniej opływowy kształt nowoczesnych aut, lecz rzeczywiście dużo mniejsza liczba owadów.
Pierwsza część książki - przewodnik po świecie gatunków motyli - jest bardzo ciekawa, ale dopiero drugą czyta się z wypiekami. Reichholf porzuca bowiem nagle anegdoty i poszczególne motyle gatunki, a jego perspektywa przyjmuje bardzo szeroki kąt. Aby ustalić przyczyny zaniku motyli, naukowiec przygląda się środowisku. Punkt po punkcie analizuje kolejne gospodarcze "grzechy" człowieka i ich konsekwencje. Jak np. zmiany w krajobrazie, które od lat przyczyniają się do zaniku kolejnych grup owadów czy kryzysu liczebności ptaków.
Główny trop wiedzie ku przemysłowemu rolnictwu.
"Pola kukurydzy i rzepaku mogą sięgać po horyzont. Uprawy buraków i pola pszeniczne nie są dużo bardziej urozmaicone. W przeliczeniu na jednostkę powierzchni wsie, miasteczka, a zwłaszcza większe miasta, znacznie przewyższają różnorodnością strukturalną grunty rolne. A także wielkopowierzchniowe obszary leśne. Najczęściej nie są to już zresztą lasy naturalne, lecz leśne monokultury. Podstawowym warunkiem różnorodności jest (...) wyraźna struktura. Tam, gdzie na wielu kilometrach nie rośnie nic innego, jak tylko kukurydza czy rzepak, albo tam, gdzie las składa się wyłącznie z drzewostanu świerkowego, nie może być dużego zróżnicowania gatunków. Tylko bardzo nieliczne, wyspecjalizowane, dają radę w takiej monotonii. Są to prawie zawsze szkodniki, które nastawiły się na jednorodne masy dostępnych roślin. Mając pod dostatkiem swojego głównego pokarmu, mogą się masowo rozmnażać" - pisze.
Śledząc naszkicowany przez autora obraz - dla czytelnika staje się jasne, że to nie krajobraz rolniczy, ale miejski sprzyja dziś różnorodności. Wieś, uważana dawniej za jej ostoję - to obecnie "martwa przestrzeń, biologiczna pustynia".
Autor zauważa też, że mimo wielkiego wyjałowienia terenów wiejskich, uwaga obrońców bioróżnorodności nie jest tam skierowana, gdyż koncentruje się tradycyjnie na zagrożeniach w okolicach przemysłowych czy miejskich. "Nikt się nie troszczy o całe mnóstwo jaszczurek, padalców, węży, żab i ropuch niszczonych rokrocznie na wsi przez gospodarkę rolną i leśną. Wszystkie one należą do gatunków chronionych, jak wiele motylich piękności, lecz na nic im się to nie zda, ponieważ rolnictwo i leśnictwo, których nie uważa się za 'ingerowanie w stosunki przyrodnicze', nie muszą się stosować do teoretycznie bardziej dobrych przepisów o ochronie przyrody" - pisze.
Zoolog zauważa, że podnoszony często problem zmian klimatu odwraca uwagę ludzi od innych - nie mniej istotnych - przyczyn utraty różnorodności biologicznej.
"Głównym sprawcą wymierania gatunków w Niemczech jest rolnictwo przemysłowe. Ustawy dotyczące ochrony przyrody nie są bynajmniej skierowane przeciwko sprawcom. Choć brzmi to paradoksalnie, uderzają najbardziej w miłośników natury, którym zabrania się niemal wszystkiego. Można by wręcz sądzić, że to oni są głównymi sprawcami ginięcia gatunków (...), jednak w ciągu kilkudziesięciu lat obowiązywania niemieckiej ustawy o ochronie przyrody oraz jej uzupełnień i rozszerzeń w postaci rozporządzeń UE chronionych motyli nie przybyło, za to powiększyły się 'czerwone księgi' gatunków chronionych".
Nie brak też drobniejszych przyczyn, które mogą stać się gwoździem do trumny świata owadów. Jest to zatrucie środowiska, przenawożenie i potrzeba kontroli każdego skrawka ziemi, która w praktyce oznacza powszechne wykaszanie i zawłaszczanie przestrzeni życiowej drobnych zwierząt.
Nie wieje optymizmem, gdy autor stawia pytanie o szanse na przyszłość. Bo choć do ludzi nieźle przemawiają argumenty dotyczące użyteczności (jak jest w przypadku pszczół i innych owadów zapylających), to mniej nas martwi los tych części świata ożywionego, z których istnienia nie czerpiemy, bezpośrednio lub pośrednio, korzyści.
Reichholf zaznacza jednak, że "owady nie powstały po to, żeby człowiekowi do czegoś służyć. Żyją własnym życiem i wykorzystują możliwości, jakie się nadarzają". Motyle i inne owady mają znaczenie, ponieważ dzięki nim żyją ptaki. O tym, jak trafne to stwierdzenie, świadczy paralelne zjawisko ginięcia ptaków polnych. Na terenie UE ich liczebność od lat 90. zmniejszyła się o ponad połowę. W Niemczech na terenach intensywnie wykorzystywanych przez rolnictwo zniknęło ponad 90 proc. ptaków.
Autor książki jest zoologiem i biologiem ewolucyjnym. Do 2010 roku kierował zbiorem kręgowców bawarskiego muzeum zoologii. Jest też profesorem ekologii i ochrony środowiska na Uniwersytecie Technologicznym w Monachium; laureatem Treviranus-Medaille, najwyższego wyróżnienia dla niemieckich biologów oraz nagrody Grüterów dla popularyzatorów nauki. W 2007 roku otrzymał Nagrodę im. Zygmunta Freuda za najlepszą książkę popularnonaukową przyznawaną przez Niemiecką Akademię Języka i Literatury.
Jego książka "Motyle" (https://wuj.pl/ksiazka/motyle) ukazała się nakładem WUJ.
Anna Ślązak
Fundacja PAP zezwala na bezpłatny przedruk artykułów z Serwisu Nauka w Polsce pod warunkiem mailowego poinformowania nas raz w miesiącu o fakcie korzystania z serwisu oraz podania źródła artykułu. W portalach i serwisach internetowych prosimy o zamieszczenie podlinkowanego adresu: Źródło: naukawpolsce.pl, a w czasopismach adnotacji: Źródło: Serwis Nauka w Polsce - naukawpolsce.pl. Powyższe zezwolenie nie dotyczy: informacji z kategorii "Świat" oraz wszelkich fotografii i materiałów wideo.