
Rankiem 6 czerwca, w Polsce będziemy mieli okazję do podziwiania rzadkiego zjawiska przejścia Wenus na tle tarczy słonecznej. Następna taka okazja pojawi się za ponad 100 lat - poinformował PAP dr hab. Arkadiusz Olech z Centrum Astronomicznego PAN w Warszawie.
Jak przypomniał astronom, w Układzie Słonecznym znajduje się obecnie osiem pełnoprawnych planet. Dwie z nich (Merkury i Wenus) krążą bliżej Słońca niż Ziemia, przez co zwane są planetami wewnętrznymi.
"Wszystkie planety naszego Układu krążą po prawie kołowych orbitach ułożonych prawie w jednej płaszczyźnie. Owo prawie robi jednak dużą różnicę. Gdyby płaszczyzny orbit planet pokrywały się idealnie z płaszczyzną orbity Ziemi (tzw. ekliptyką), każda planeta wewnętrzna co pewien czas chowałaby się za Słońcem, a innym razem przechodziła na tle jego tarczy. Orbity planet są jednak minimalnie nachylone do ekliptyki - w przypadku Wenus to nachylenie wynosi 3,4 stopnia. Niby nie jest to dużo, ale gdy weźmiemy po uwagę, że tarcza Słońca ma tylko pół stopnia średnicy, okaże się, że wcale nie jest łatwo w nią trafić i Wenus najczęściej przechodzi tuż nad nim lub tuż pod nim" - wyjaśnił.
Do przejścia Wenus na tle tarczy słonecznej może dojść więc tylko wtedy - opisał naukowiec - gdy zostaną spełnione dwa warunki: po pierwsze, gdy Wenus znajduje się w dolnej koniunkcji ze Słońcem (co oznacza, że Słońce, Wenus i Ziemia są ustawione prawie w jednej linii); po drugie, gdy. Wenus znajduje się w pobliżu jednego z węzłów swojej orbity (węzeł to przecięcie orbity planety z ekliptyką).
"Okazuje się, że spełnić takie warunki wcale nie jest prosto. Przede wszystkim koniunkcja dolna Wenus ze Słońcem zachodzi co 584 dni. Wartość ta sama w sobie jest spora. Do tego jest to tylko jeden z dwóch warunków. Znając okres obiegu dookoła Słońca Wenus i Ziemi, można zastanowić się, kiedy położenia obu planet dokładnie się powtarzają. Okazuje się, że na 395 obiegów Wenus przypada prawie dokładnie 243 obiegi Ziemi dookoła Słońca. Cykl powtarzalności w układzie obu planet wynosi więc 243 lata i jest to podstawowa jednostka, w której powtarzają się tranzyty Wenus. Obecnie w cyklu tym mamy cztery przejścia powtarzające się w odstępach kolejno: 121,5, 8, 105,5, 8 lat. Dwa ostatnie przejścia nastąpiły 6 grudnia 1882 r. i 8 czerwca 2004 r. (odstęp 121,5 roku), następne spodziewane są 6 czerwca 2012 r. i 10 grudnia 2117 roku" - tłumaczył dr Olech.
Zaznaczył przy tym, że powtarzalność nie jest stała i zmienia się na przestrzeni lat. "Obecnie jesteśmy w okresie, w którym w stosunkowo niewielkim odstępie czasu (8 lat) można obserwować aż dwa przejścia Wenus na tle tarczy słonecznej. Do jednego z nich doszło 8 czerwca 2004 roku i było to zjawisko doskonale widoczne w Polsce. Do kolejnego dojdzie w nocy i nad ranem z 5 na 6 czerwca 2012 roku" - dodał.
W 2004 roku przejście Wenus można było podziwiać w pełnej krasie, bo - tłumaczył astronom - widoczne były wszystkie kontakty. "W tym miejscu warto przypomnieć, że pierwszy kontakt oznacza moment rozpoczęcia zjawiska, gdy tarcza Wenus dotyka od zewnątrz brzegu tarczy Słońca, drugi kontakt to moment rozpoczęcia fazy całkowitej, gdy tarcze stykają się wewnętrznie, trzeci kontakt to moment zakończenia fazy całkowitej, a czwarty kontakt to moment zakończenia zjawiska, gdy tarcze przestają się stykać" - poinformował.
Podczas przejścia, do którego dojdzie w nocy z 5 na 6 czerwca w Polsce będzie można podziwiać drugiej fazy zjawiska. "Momenty kontaktów przedstawiają się następująco (podano je w czasie letnim obowiązującym obecnie w Polsce): pierwszy kontakt - 6 czerwca o godz. 0.10; drugi kontakt - 6 czerwca o godz. 0.28; środek zjawiska - 6 czerwca o godz. 3.30; trzeci kontakt - 6 czerwca o godz. 6.32; czwarty kontakt - 6 czerwca o godz. 6.50" - sprecyzował ekspert.
Jak powiedział, w momencie pierwszego i drugiego kontaktu w Warszawie Słońce będzie 15 stopni pod horyzontem, a w okolicach środka zjawiska - 7 stopni pod horyzontem. "Nasza dzienna gwiazda wzejdzie nad horyzont o godzinie 4.17 i od tego momentu będzie można zacząć obserwować i fotografować to ciekawe zjawisko. Jego koniec nastąpi na wysokości około 17 stopni nad wschodnim horyzontem" - zaznaczył dr Olech.
Jego zdaniem zjawisko to warto zarówno zobaczyć, jak i sfotografować. Trzeba się jednak wyposażyć w odpowiedni sprzęt. "Najprostsze są specjalne okulary do obserwacji zaćmień Słońca. Gdy mamy lornetkę, lunetę lub teleskop należy ją doposażyć w filtr do obserwacji Słońca - najprostszy może zostać wykonany z tzw. folii Baadera, która jest tania i bez problemów dostępna w sklepach ze sprzętem astronomicznym" - radził astronom.
Dodał, że Słońce zbliża się do maksimum swojej aktywności, a więc jego powierzchnia może być okraszona grupami plam słonecznych przyjmujących najróżniejsze kształty. "Możemy spróbować bardziej zaawansowanej fotografii przez teleskopy wyposażone np. w specjalistyczne filtry H-alfa. Używając krótszych ogniskowych dostępnych w większości aparatów cyfrowych, nadal będziemy widzieć Wenus na tarczy Słońca, a jednocześnie możemy oba ciała próbować wkomponować w elementy krajobrazu. Pole do popisu mamy więc ogromne" - przekonywał naukowiec.
Poza tym - zauważył - do obserwacji i fotografii powinien nas zachęcać fakt, że na następne przejście Wenus na tle tarczy Słońca przyjdzie nam poczekać do 10 grudnia 2117 roku. "Na pocieszenie można jednak dodać, że w roku 2016 czeka nas przejście Merkurego na tle tarczy Słońca. Merkury jest mniejszy od Wenus, więc zjawisko jest trochę mniej efektowne, ale lepsze to niż nic" - ocenił dr Olech. (PAP)
aol/ agt/
Fundacja PAP zezwala na bezpłatny przedruk artykułów z Serwisu Nauka w Polsce pod warunkiem mailowego poinformowania nas raz w miesiącu o fakcie korzystania z serwisu oraz podania źródła artykułu. W portalach i serwisach internetowych prosimy o zamieszczenie podlinkowanego adresu: Źródło: naukawpolsce.pl, a w czasopismach adnotacji: Źródło: Serwis Nauka w Polsce - naukawpolsce.pl. Powyższe zezwolenie nie dotyczy: informacji z kategorii "Świat" oraz wszelkich fotografii i materiałów wideo.