<strong>Wybitny naukowiec, który nie zapominał o kontaktach z ludźmi, surowy a jednocześnie troskliwy wobec podwładnych i uczniów - tak prof. Kazimierza Michałowskiego wspomina jego współpracownica, Krystyna Polaczek z Centrum Archeologii Śródziemnomorskiej UW. </strong>1 stycznia 2011 r. mija 30 lat od śmierci prof. Kazimierza Michałowskiego, twórcy polskiej szkoły archeologii śródziemnomorskiej. Prof. Michałowski zasłynął m.in. odkryciami w sudańskim Faras oraz w Aleksandrii.
Jak mówiła, w czasie tych odpraw troska profesora nie dotyczyła jedynie merytorycznych aspektów pracy archeologów, ale również prozaicznych kwestii, o których przejęci naukowcy mogliby zapomnieć w nawale przygotowań. "Kazał pokazywać, czy mają paszporty i inne dokumenty. Pytał, czy mają ciepłe rzeczy" - mówiła.
Prof. Michałowskiego, jak wspominała, bali się wszyscy młodsi współpracownicy. "Całkowicie niesłusznie. Co prawda, kiedy wiedział, że rozmówca się myli, potrafił krzyczeć, ale zawsze też umiał wysłuchać argumentów i przyznać się do błędu, gdy nie miał racji" - podkreśliła.
Prawdziwie rodzinną, ciepłą atmosferę zapewniał prof. Michałowski współpracownikom w domu swoich teściów w Podkowie Leśnej pod Warszawą. W domu tym mieściły się przez pewien czas zbiory dokumentacji naukowej wykopalisk i biblioteka Zakładu Archeologii Śródziemnomorskiej PAN. Prof. Michałowski pracował przez cały tydzień w Warszawie w Muzeum Narodowym, w którym był od 1939 r. zastępcą dyrektora. Do Podkowy przyjeżdżał na weekendy. Sobotnie przedpołudnia z profesorem i jego żoną, spędzone na dyskusjach przy kawie, były dla młodszych współpracowników inspiracją i tworzyły więź nie tylko intelektualną, ale też emocjonalną.
Z równą troską odnosił się do mieszkańców miejscowości, w których polscy archeolodzy prowadzili wykopaliska, jak i do miejscowych współpracowników. "Zawsze zwracał nam uwagę na to, że trzeba utrzymywać z lokalną ludnością przyjacielskie kontakty" - powiedziała Polaczek.
O tym, że sam w praktyce realizował tę ideę, świadczyć może nietypowy upominek, który prof. Michałowski otrzymał, jako więzień niemieckiego obozu jenieckiego. "W czasie działań wojennych profesor został zmobilizowany i później spędził długi czas w Oflagu II C w Woldenbergu. Będąc tam, dostał paczkę z Egiptu od szefa robotników, pracującego z nim przy wykopaliskach w Edfu. W paczce były daktyle. Ten Egipcjanin włożył wiele trudu, żeby się dowiedzieć, gdzie profesor się znajduje oraz jak można przesłać tę paczkę, która mu osłodzi życie w niewoli" - opowiadała archeolog.
W tym samym Oflagu prof. Michałowski prowadził dla współwięźniów wykłady na temat hieroglifów i historii starożytnego Egiptu. Według Polaczek, prof. Michałowski zawsze miał zacięcie popularyzatorskie i dydaktyczne, co zresztą również okazało się opłacalne w trakcie misji zagranicznych. "Prof. starał się mieć zaprzyjaźnionych miejscowych archeologów i jeżeli to było możliwe, ułatwiał im studia w Polsce. Jeden z nich, nieżyjący już prof. Abou el Youn Barakat skończył studia magisterskie i zrobił doktorat na Uniwersytecie Warszawskim, wrócił do Zachodnich Teb i pełnił tam funkcję naczelnego inspektora archeologicznego. Później wyjechał jako profesor do Jemenu, gdzie spędził kilka lat, a po powrocie pracował w egipskim Departamencie Starożytności. Ożenił się z Polką. Ich dwoje dzieci mówi nieźle po polsku. To był bardzo ważny i pożyteczny kontakt. Znajomość z nim ułatwiała nam kontakty z miejscowymi władzami. Udzielał nam rad i wsparcia. On nie był jedyną taką osobą" - wspominała Polaczek.
Być może właśnie przyjazne stosunki z miejscowymi archeologami przyczyniły się do spektakularnego odkrycia, dokonanego przez prof. Michałowskiego w Aleksandrii. Przebywającego na miejscowym uniwersytecie, jako "visiting professor" Polaka wezwano na plac budowy, na którym nagle spod młotów pneumatycznych, kruszących wapienną skałę, zaczęły wystrzelać kawałki granitu."Wezwali profesora, który był pod ręką, żeby ocenił co to może być. Profesor poprosił o wstrzymanie prac. Okazało się, że jest to ten słynny teatr aleksandryjski, który, jak pokazują najnowsze badania, mógł być audytorium uniwersytetu. Od tego się zaczęło, a badania na tym terenie Polacy prowadzą do tej pory. Zaowocowały one niezwykłymi znaleziskami" - mówiła archeolog.
Wspominała również wcześniejsze odkrycie prof. Michałowskiego, dokonane w dramatycznych okolicznościach. Polscy archeolodzy na początku lat 60. byli wśród naukowców zaangażowanych w prowadzoną pod patronatem UNESCO akcję ratowania zabytków, które czekało zalanie wodami dzisiejszego jeziora Nasera, powstałego po wybudowaniu tamy na Nilu.
W miejscowości Faras, w północnym Sudanie odkryli oni starożytne zabytki egipskie oraz wczesnochrześcijańską katedrę i kilkanaście towarzyszących jej zabudowań. "Okazało się, że jest to wspaniała katedra ze wspaniałymi freskami. Zaangażowano konserwatora, żeby zajął się tymi malowidłami. One były zdejmowane ze ścian, bo przecież wiadomo było, że to za chwilę zostanie zalane. Trzeba było przygotować transport i szereg spraw związanych z koniecznością zabrania tych najcenniejszych znalezisk" - tłumaczyła Polaczek.
Przygody polskich badaczy związane były zresztą nie tylko z żywiołami. Praca archeologów w okresie PRL wiązała się, podobnie jak inne rodzaje działalności, z koniecznością zmagania się z utrudnieniami finansowymi, organizacyjnymi, biurokratycznymi i politycznymi.
Najpierw, tuż po wojnie, polskie ekipy z powodów politycznych nie mogły wrócić na badane przed wojną stanowiska w Edfu.
"Później jednak zmieniła się sytuacja polityczna w Egipcie i zachodni badacze nie byli już mile widziani przez władze tego kraju. Zaproponowano więc profesorowi powrót do Edfu i kontynuację badań. Egipcjanie nie zgodzili się jednak na to, aby w pracach brali udział naukowcy francuscy. Profesor odmówił więc, ponieważ przed wojną to właśnie współpraca z Francuskim Instytutem Archeologii Orientalnej w Kairze (IFAO) umożliwiła polskim archeologom zaangażowanie się w badania w tym rejonie. Zaproponowano mu zatem badania w Tell Atrib" - mówiła Polaczek.
Jak wspominała, dzisiejszym archeologom pod pewnymi względami jest trudniej, bo ogranicza ich więcej szczegółowych przepisów i formalności. Z drugiej strony, łatwiej jest zdobyć pieniądze, bo pozyskuje się je nie tylko ze źródeł państwowych, ale też od prywatnych sponsorów. Wówczas, w latach 70., właśnie zdobycie pieniędzy i sprzętu było największym problemem.
"Stacja w Kairze dysponowała starą warszawą kombi. Profesor specjalnie prosił o zrobienie zdjęć, pokazujących wszystkie usterki i uszkodzenia tego samochodu, żeby móc pokazać je w Warszawie i dołączyć do wniosku do władz FSO o udzielenie nam rabatu na zakup samochodu, bo inaczej na nowy nie byłoby nas stać" - wspominała Polaczek.
Jednak, jak dodała, stara warszawa miała, podobnie jak jej użytkownicy, wiele zapału i przemierzała piaski pustyni w okolicach Wadi Natrun sprawniej niż niejedno nowsze auto, których wiele zakopywało się na bezdrożach między znajdującymi się na wzgórzach klasztorami koptyjskimi.
"Na pewno dzisiejsi archeolodzy powinni korzystać ze wspomnień profesora, wydanych w formie książki. Jest tam wiele informacji dotyczących kłopotów, jakie miał z działalnością, jakie musiał przezwyciężyć problemy. Rady i informacje, zgromadzone przez lata jego codziennej pracy. Mimo tych trudności zawsze on sam i jego współpracownicy starali się prowadzić badania na wysokim poziomie. Uznanie, jakim się cieszą polscy archeolodzy świadczy o tym, że im się udawało" - podkreśliła.
***
Kazimierz Michałowski, wybitny archeolog, związany przez wiele lat z Uniwersytetem Warszawskim, urodził się 14 grudnia 1901 roku w Tarnopolu. Po ukończeniu uniwersytetu we Lwowie kontynuował studia z zakresu archeologii klasycznej w Berlinie, Rzymie, Heidelbergu, Atenach i Paryżu. Był twórcą i długoletnim kierownikiem Katedry Archeologii Śródziemnomorskiej UW.
1936 roku rozpoczął - we współpracy z archeologami francuskimi - pierwsze polskie wykopaliska na Bliskim Wschodzie - w Edfu w Egipcie. Przywiezione stamtąd zabytki stworzyły zaczątek galerii sztuki starożytnej w Muzeum Narodowym w Warszawie.
Po wojnie prof. Michałowski rozwijał badania na Bliskim Wschodzie w Egipcie, Sudanie, Syrii, Iraku i na Cyprze przyczyniając się do zdobycia mocnej pozycji przez polską archeologię Śródziemnomorską. Był twórcą Zakładu Archeologii Śródziemnomorskiej PAN i Polskiej Stacji Archeologii Śródziemnomorskiej UW w Kairze, którą kierował od 1959 r. aż do śmierci.
Prof. Michałowski odkrył i zapoczątkował badania kilku ważnych obiektów, które rozsławiły polską archeologię. Uczestniczył w kampanii UNESCO ratowania zabytków Nubii zagrożonych przez budowę tamy assuańskiej na Nilu na początku lat 60. W czasie badań ratowniczych w dzisiejszym Sudanie odkrył nubijską katedrę w Faras ze znakomicie zachowanymi freskami. Stworzył wówczas tzw. polską szkołę archeologiczną, której założenia przyjęto na całym świecie, polegającą na harmonijnym łączeniu badań archeologicznych z pracami konserwatorskimi i ratowaniem zabytków.
Dzięki tym badaniom prof. Michałowski stał się współtwórcą nubiologii - nowej dyscypliny naukowej wyłonionej z egiptologii. Był współorganizatorem i pierwszym prezesem międzynarodowego stowarzyszenia naukowego Society for Nubian Studies.
Z kolei badania zespołu prof. Michałowskiego w Egipcie doprowadziły do odkrycia fragmentu rzymskiej dzielnicy w Aleksandrii z teatrem oraz luksusowymi, bogato zdobionymi willami z początku naszej ery. Odkryto również kompleks łaźni publicznych (typu imperialnego) z zachowanymi basenami, systemem ogrzewania, piecami i rozległymi podziemnymi magazynami na opał. Wodę dostarczano z odkrytej na południe od łaźni potężnej cysterny. Cały kompleks funkcjonował od połowy IV do połowy VII w. n.e. Rozpoczęte w 1960 r. prace kontynuowane są przez polskich archeologów do dziś. Obecnie naukowcy przypuszczają, że część starożytnych zabytków mogła stanowić elementy aleksandryjskiego uniwersytetu z czasów późnego antyku (V - VI w n.e.).
Równocześnie, także w pierwszej połowie lat 60. polscy archeolodzy pod kierunkiem prof. Michałowskiego prowadzili prace w Deir el Bahari w Górnym Egipcie, które zaowocowały odkryciem świątyni faraona Totmesa III. Wśród zabytków był kompletnie zachowany monumentalny posąg fundatora świątyni - Totmesa III. Wykonana z szarego kwarcodiorytu figura siedzącego na tronie władcy znaleziona została podczas usuwania ziemi w zachodniej części świątyni. Obecnie posąg eksponowany jest w salach Muzeum w Luksorze.
Ponadto prof. Michałowski badał w Starej Dongoli w Sudanie ruiny średniowiecznej stolicy chrześcijańskiego królestwa Nubii, a w Syrii starożytne miasto Palmyrę.
Zmarł 1 stycznia 1981 roku w Warszawie.
PAP - Nauka w Polsce, Urszula Rybicka
krf/ tot/ bsz
Fundacja PAP zezwala na bezpłatny przedruk artykułów z Serwisu Nauka w Polsce pod warunkiem mailowego poinformowania nas raz w miesiącu o fakcie korzystania z serwisu oraz podania źródła artykułu. W portalach i serwisach internetowych prosimy o zamieszczenie podlinkowanego adresu: Źródło: naukawpolsce.pl, a w czasopismach adnotacji: Źródło: Serwis Nauka w Polsce - naukawpolsce.pl. Powyższe zezwolenie nie dotyczy: informacji z kategorii "Świat" oraz wszelkich fotografii i materiałów wideo.