
<strong>Zainteresowanie światem, pasja odkrywania i… zgoda rodziców – to wymogi rekrutacji na Uniwersytet Dzieci. Blisko 4800 „studentów” rozpocznie tu naukę w roku akademickim 2010/11. Wykłady i warsztaty odbywać się będą w Krakowie, Olsztynie, Warszawie i Wrocławiu. Profesorowie, doktorzy i doktoranci, a także studenci z kół naukowych pochylą się nad dziećmi ze szkół podstawowych, aby w tym wymagającym gronie pełnić misję popularyzacji nauki i techniki. </strong><em>O to, na ile Uniwersytet Dzieci jest „uczelnią”, a w jakim stopniu „szkołą” serwis Nauka w Polsce PAP pyta Annę Grąbczewską, członka zespołu odpowiedzialnego za projekt Fundacji PAIDEIA (z gr. "wychowanie"). </em><br />
NwP: Wasi studenci to mali naukowcy, którzy przedkładają książki nad piłkę i skakankę?
AG: To zupełnie zwyczajne dzieci, choć są wśród nich także jednostki bardzo zdolne i wybitne, dla których za mało jest systemowych rozwiązań edukacyjnych. Nasz program jest jednak kierowany do przeciętnych takich dzieci. Żeby się tu odnaleźć wystarczy zainteresowanie i pasja. Nasz program jest zbudowany na pytaniach, zachęcamy dzieci do zadawania pytań wykładowcom. Mamy nadzieję na zainspirowanie ich nauką, co pomaga w przyszłości zagospodarować ich zdolności. Na zajęciach indywidualnych, a także na wykładach dziecko ma możliwość podejścia do profesora i porozmawiania z nim. Wykładowcy są otwarci także na późniejszy kontakt z dziećmi. Na przykład prof. Jan Pluta zaprosił dziesięcioletnią Amelkę, która szczególnie interesowała się strukturą atomu, do swojej pracowni na politechnikę, gdzie dziewczynka wykonywała doświadczenia w zespole naukowym. Żeby przeżyć taką przygodę, nie trzeba być dzieckiem zdolnym, wystarczy ciekawość świata.
NwP: Kto uczy na Uniwersytecie dzieci?
AG: Coraz więcej jest osób wdrożonych w popularyzację nauki, duża tu zasługa Festiwalu Nauki. Kiedy Uniwersytet Dzieci zaczynał swoją działalność, program był bardzo elastyczny, bo podstawą było znalezienie naukowca, który będzie chciał i odważy się poprowadzić zajęcia z dziećmi. Teraz możemy robić założenia, ponieważ jest dużo ludzi, którzy potrafią pracować z dziećmi. To są nauczyciele akademiccy, niekoniecznie profesorowie, często doktorzy, zdarzają się magistrowie, a także – w przypadku warsztatów – studenci zrzeszeni w kołach naukowych. To grupa niezwykłych młodych ludzi, którzy oprócz tego, że robią badania pod kierunkiem swoich opiekunów, mają też w swojej misji popularyzację nauki. Występują na piknikach naukowych, opracowują programy dla gimnazjalistów, a dla nas schodzą jeszcze krok niżej i pochylają się nad dziećmi ze szkół podstawowych.
NwP: Czy pracownik akademicki potrafi dostosować przekaz do poziomu dziecka?
AG: Ludzie, którzy się tego podejmują, poświęcają mnóstwo czasu i uwagi na to, żeby dostosować przekaz do wieku dziecka. Dla niektórych prowadzących organizujemy miniwarsztaty pedagogiczne. Wydawało nam się, że są one szczególnie potrzebne studentom politechniki, którzy mogą mieć kłopot z podejściem do dziecka. Okazuje się jednak, że warsztaty przez nich prowadzone ciesza się wśród dzieci największa popularnością. Bardzo często ci młodzi ludzie są pasjonatami i „siedzą” w nauce i technice bardzo głęboko, zatem – dzięki swoim kompetencjom - nawiązują dobry kontakt z dziećmi. Młodzież akademicka doskonale sobie radzi, ale trzeba pamiętać, że to ciężka praca, za którą wykładowcy otrzymują od nas wynagrodzenie. Także studenci mogą w ten sposób zdobyć pieniądze na działalność swoich kół naukowych i na swoje potrzeby.
NwP: A co, jeśli wykład uznanego w środowisku uniwersyteckim specjalisty okaże się dla dzieci po prostu nudny? Czy ktoś to weryfikuje?
AG: Życie. Dzieci są bezwzględne i to, że coś jest dla nich nudne, widać od razu. Nie mamy jednak złych doświadczeń. Zarówno wykładowcy, jak i osoby prowadzące warsztaty ściśle z nami współpracują. Otrzymujemy konspekt zajęć, ćwiczymy, dyskutujemy w szerokim gronie, w którym, obok pedagogów i naukowców, nie brakuje też dzieci. Bardzo często scenariusze ulegają zmianom, jeżeli widzimy, że coś jest za długie, że część warsztatu jest zbyt statyczna, wprowadzamy aktywność. O tym, czy zajęcia odniosą sukces, wiadomo, po pierwszym warsztacie. Warsztat jest przygotowywany dla minimum 10, czasem nawet 12 grup. Organizatorzy przychodzą na pierwsze spotkanie i jeśli trzeba wprowadzić jakąś zmianę, robimy to na bieżąco.
NwP: Dostanie się na Uniwersytet Dziecięcy graniczy z cudem…
AG: Zależy nam na tym, żeby dzieci kontynuowały naukę, więc podstawowe zapisy odbywają się tylko na kierunek „Odkrywanie”, rekrutacja uzupełniająca prowadzona jest też na „Inspiracje”. Rzeczywiście nie jest łatwo o miejsce. Rekrutacja w Warszawie trwała 2 godziny, w Krakowie 2 dni, we Wrocławiu 5 dni. W Warszawie naukę rozpocznie 1660 studentów, w Krakowie także 1660, Wrocław przyjmie 1100 osób. W tym roku do projektu dołączyło nowe miasto - Olsztyn, które startuje z grupą 360 dzieci. Bardzo cieszymy się, że działamy nie tylko w metropoliach. Uniwersytet Warmińsko-Mazurski jest bardzo zaangażowany w Uniwersytet Dzieci, w maju odbył się tam wykład inauguracyjny „Fizyk na rowerze” dra Tomasza Sowińskiego, który cieszył się ogromnym zainteresowaniem. Mamy nadzieję, że coraz więcej dzieci będzie uczyć się w aulach uniwersyteckich. W ciągu roku akademickiego będzie tworzona lista rezerwowa, zapisy planowane są w czerwcu. Być może kilka miejsc znajdzie się pod koniec semestru zimowego.
NwP: Dziękuję za rozmowę. KOL
PAP – Nauka w Polsce
bsz
Fundacja PAP zezwala na bezpłatny przedruk artykułów z Serwisu Nauka w Polsce pod warunkiem mailowego poinformowania nas raz w miesiącu o fakcie korzystania z serwisu oraz podania źródła artykułu. W portalach i serwisach internetowych prosimy o zamieszczenie podlinkowanego adresu: Źródło: naukawpolsce.pl, a w czasopismach adnotacji: Źródło: Serwis Nauka w Polsce - naukawpolsce.pl. Powyższe zezwolenie nie dotyczy: informacji z kategorii "Świat" oraz wszelkich fotografii i materiałów wideo.