Gdyby Polska przegrała Bitwę Warszawską, zostałaby opanowana przez komunistów już w 1920 r., a nie dopiero w 1945 r. Ocaliliśmy także Europę, ponieważ rewolucja bolszewicka nie zatrzymałaby się tylko na granicy Polski - uważa historyk prof. Tomasz Nałęcz.
Bitwa Warszawska, określana jako decydujące starcie wojny polsko-bolszewickiej, rozegrała się w dniach 13-15 sierpnia 1920 roku na przedpolach Warszawy.
"Lord Edgar Vincent d'Abernon, angielski historyk i wybitny dyplomata (...), który przebywał podczas Bitwy Warszawskiej w Polsce, sklasyfikował ją, jako osiemnastą bitwę w dziejach, która przesądziła o losach świata. Nie ma w tym przesady, choć na Zachodzie podśmiewano się z niego, mówiono, że przesadził. Tymczasem była to naprawdę ważna bitwa" - podkreślił w rozmowie z PAP prof. Tomasz Nałęcz.
W jego opinii, gdyby Polacy przegrali tę bitwę, "Polska wpadłaby w ręce komunistyczne już w 1920 r., a nie dopiero w 1945 roku. Podzielilibyśmy losy Ukrainy, Białorusi. Wielki głód zdziesiątkowałby nie tylko Ukrainę, lecz także Polskę. Trudno wyobrazić sobie, jaki koszmar spotkałby nasz kraj, ponieważ nasze przywiązanie do wolności było znacznie silniejsze od tego w krajach na wschodzie Europy. Również represje stalinowskie byłyby silniejsze" - ocenił historyk.
Jak dodał, dzięki wygranej Bitwie Warszawskiej Polska ocaliła "nie tylko własną niepodległość, ale także Europę, ponieważ rewolucja bolszewicka nie zatrzymałaby się tylko na zachodniej granicy Polski". "Tym zwycięstwem przesądziliśmy o zamknięciu komunizmu w granicach Rosji(...), zasłoniliśmy polskim zwycięstwem też Europę przed inwazją komunizmu" - podkreślił Nałęcz.
Ta bardzo znacząca także dla losów Zachodu bitwa - w opinii prof. Nałęcza - nie została tam jednak doceniona. "Znalazły się poszczególne jednostki, jak wspomniany już lord d'Abernon (...) czy młody kapitan Charles de Gaulle, który (...) w swoich pamiętnikach bardzo doceniał kunszt dowodzenia Piłsudskiego, skalę tego zwycięstwa, determinację i siłę oporu armii polskiej" - mówił Nałęcz.
Ale jednak, jak zwrócił uwagę, na Zachodzie panowały dość radykalne nastroje i wiele środowisk nie sympatyzowało z Polakami, ale z bolszewikami. "Gdańscy dokerzy nie chcieli wyładowywać dostaw uzbrojenia armii polskiej, bo uważali, że Polska prowadzi na Wschodzie wojnę agresywną i trzeba być po stronie rosyjskiej rewolucji, a nie polskiego imperializmu. (...). Zachód - Francuzi, Anglicy, Włosi - żyli olśnieni swoim zwycięstwem nad Niemcami" - ocenił Nałęcz.
Pytany o to, jaką rolę w Bitwie Warszawskiej odegrali Francuzi, prof. Nałęcz odparł, że w samej bitwie rola ta nie była tak istotna, jak w jej przygotowaniu. Jak pokreślił, zasadnicze znaczenie dla Bitwy Warszawskiej miał wysiłek polskiego korpusu wojskowego i głównego wodza Józefa Piłsudskiego, ale Francuzi ze swoją fachowością pomogli Polsce w przygotowaniu i wystawieniu armii.
"Polska odrodziła się właściwie z niczego, armię polską tworzył zlepek żołnierzy, którzy doświadczenie zdobywali w różnych armiach zaborczych. Dlatego misja francuska była znacząca - to było ponad tysiąc oficerów, którzy pojawili się tu wiosną roku 1919, funkcjonowali już od kilkunastu miesięcy. To w znacznej mierze dzięki Francuzom ta surowa substancja militarna została przekształcona" - mówił Nałęcz.
"Dobrze się natomiast stało, że Piłsudski nie posłuchał generała Maxime Weyganda, którego Francuzi tutaj skierowali - prawej ręki marszałka Ferdynanda Focha. Francuzi byli przyzwyczajeni do innego sposobu wojowania: I wojna światowa na froncie zachodnim to były szerokie, głębokie linie okopów, to była wojna pozycyjna. W związku z tym Weygand radził Piłsudskiemu, żeby się okopać na Wiśle, wczepić w nią pazurami i bronić się do upadłego - jak Francuzi pod Marną. Piłsudski zastosował jednak manewr ruchomy i dobrze zrobił - broniła się Warszawa, ale pod Płockiem i Włocławkiem, daleko na zachód od Warszawy, Armia Czerwona już Wisłę sforsowała. Dlatego - gdyby Piłsudski posłuchał Weyganda, bitwa byłaby przegrana. Zresztą Weygand tego nie ukrywał - w swoich późniejszych listach i wspomnieniach sam to przyznawał" - opowiadał prof. Nałęcz.
Nałęcz zwrócił też uwagę na sukces polskich kryptologów w 1920 r. "Tajemnicą 1920 r. było złamanie przez polski kontrwywiad sowieckich kodów łączności radiowej. To była zasługa oficerów polskich, którzy I wojnę światową spędzili w armii austriackiej, a wywiad austriacki, jeżeli chodzi o łamanie szyfrów radiowych, był wówczas najlepszy w Europie" - zwrócił uwagę Nałęcz.
"To była wojna ruchoma, wojska przesuwały się nawet o kilkadziesiąt kilometrów w czasie doby. W związku z tym porozumiewały się za pomocą radia, a łączność radiowa ma to do siebie, że sygnał idzie w eter i odbiera go nie tylko nadawca, ale cały świat - tyle tylko, że przekaz jest zaszyfrowany. Polski wywiad złamał kody sowieckie i w gruncie rzeczy Piłsudski wygrał tę wojnę dzięki temu, że miał pełen wgląd w plany i rozkazy sowieckie" - tłumaczył historyk.
Podkreślił, że polski wywiad był na tyle sprawny, że zdarzało mu się rozszyfrowywać depesze, zanim zrobił to wywiad sowiecki. "Rozszyfrowanie kodów można porównać do gry w pokera. Piłsudski grał w tę wojenną grę mając za plecami lustro przeciwnika, wobec czego widział jego karty. Każdy, kto gra w karty wie, jakie znaczenie dla gry ma znajomość atutów drugiej strony. Do końca II RP nikt nie ujawnił, że Polacy mieli wgląd w rozkazy sowieckie, ponieważ cały czas zdobywano te informacje, cały czas z tego korzystano" - zaznaczył.
"Bardzo dużo wiemy o łamaniu hitlerowskich kodów przez Polskę i o przekazaniu tej informacji Anglikom, o wygraniu II wojny światowej dzięki złamaniu tajemnicy Enigmy, ale tak naprawdę pierwszy rozdział wielkiego sukcesu polskiego wywiadu miał miejsce w 1920 roku" - ocenił prof. Nałęcz.
Pytany o los jeńców sowieckich, którzy dostali się do polskiej niewoli, Nałęcz podkreślił, że jest to sprawa od lat znana, wielokrotnie rzetelnie opisana i że nie wiąże się z nią żadna tajemnica.
"W 1920 r. Polacy nie tylko przepędzili Sowietów z Polski i zdobyli znaczną ilość uzbrojenia, ale wzięli też do niewoli ponad 100 tys. jeńców. Wielu z tych ludzi nie wróciło do sowieckiej Rosji. Po pierwsze - Armia Czerwona to było normalne regularne rosyjskie wojsko, część osób była mobilizowana przez bolszewików przymusem, ci ludzie wcale nie chcieli żyć w bolszewickim +raju+, woleli zostać w Polsce czy przenieść się do Europy, tak jak wiele czyni dziś. Wiele osób zginęło też w polskich obozach, ale nie w wyniku mordu, od kul, lecz od chorób i wycieńczenia. Pamiętajmy, że to były czasy ogromnego wycieńczenia wszystkich narodów europejskich. Epidemia grypy, hiszpanka dziesiątkowała społeczeństwo europejskie bardziej niż wojna światowa. (...) Pochłonęła miliony ofiar" - przypomniał Nałęcz.
Zwrócił uwagę, że Rosjanie byli wycieńczeni długą wojną, podatni na choroby. "A Polska była wówczas krajem biednym, w związku z czym w tych obozach też się nie przelewało, śmiertelność w nich była wysoka" - podkreślił.
"Historycy są tu zgodni: żadnych mordów, żadnego +polskiego Katynia+ roku 1920 nie było" - zaakcentował Nałęcz.
Sformułowanie "Cud nad Wisłą", którym określa się Bitwę Warszawską, nie jest - jak zauważył prof. Nałęcz, oryginalnym polskim sformułowaniem, ale kopią francuskiego Cudu nad Marną. "We wrześniu 1914 roku wielkim wysiłkiem Francuzi powstrzymali Niemców prących na Paryż. Francuska prasa oraz opinia publiczna okrzyknęła zwycięstwo nad Marną - Cudem nad Marną" - mówił.
"W Polsce tego określenia po raz pierwszy, jeszcze przed bitwą, użył endek Stanisław Stroński. Endecja nawet w obliczu wojny bardzo ostro walczyła (...) z Piłsudskim, w którym widziała politycznego rywala. Stroński - bardzo sprawny propagandzista, dzisiaj powiedzielibyśmy: specjalista endecji od czarnego PR-u - (...) na kilka dni przed Bitwą napisał: +przy takim nieudanym wodzu, jakim jest Piłsudski, módlmy się do Boga, bo tylko cud może uratować armię tak fatalnie dowodzoną+" - zwrócił uwagę Nałęcz.
"Piłsudski zastosował starą rzymską zasadę: nie ma co walczyć z cudzymi bogami, trzeba ich postawić w swoim panteonie. Piłsudczycy hasło Strońskiego przekuli na swoją korzyść, używając go w tym znaczeniu, że Piłsudski był tak genialnym wodzem, że nawet Pan Bóg i Najświętsza Panienka mu pomagali" - opowiadał historyk.
"Początkowo to określenie było więc zdecydowanie dla Piłsudskiego niepochlebne, ale dzisiaj wszyscy już używamy potocznie tego określenia. Wojskowi jednak nadal za nim nie przepadają. Dla wojskowych wojnę wygrywa armia, dowództwo, umiejętnie przeprowadzona operacja. Kiedy trzeba się odwoływać do pana Boga, to znaczy, że ludziom umiejętności nie starcza" - mówił prof. Nałęcz.
PAP - Nauka w Polsce, Agata Zbiegabe/ mag/bsz
Fundacja PAP zezwala na bezpłatny przedruk artykułów z Serwisu Nauka w Polsce pod warunkiem mailowego poinformowania nas raz w miesiącu o fakcie korzystania z serwisu oraz podania źródła artykułu. W portalach i serwisach internetowych prosimy o zamieszczenie podlinkowanego adresu: Źródło: naukawpolsce.pl, a w czasopismach adnotacji: Źródło: Serwis Nauka w Polsce - naukawpolsce.pl. Powyższe zezwolenie nie dotyczy: informacji z kategorii "Świat" oraz wszelkich fotografii i materiałów wideo.