Zdążyć przed drapieżnikiem

Wyszukiwanie ptasich gniazd, podmienianie jaj na drewniane atrapy… To nie opis chuligańskich wybryków, lecz sprawdzony sposób ochrony lęgów kulika wielkiego - rzadkiego w Polsce gatunku ptaka - przed drapieżnikami. W tym roku ochroną objętych będzie co najmniej 50 gniazd.

Kulik wielki to rzadki w Polsce ptak łąkowy, z charakterystycznym, długim, zakrzywionym dziobem. Gnieździ się w dolinach rzecznych, na terenach otwartych, łąkach, obszarach podmokłych. "Jego populacja lęgowa w naszym kraju jest naprawdę niewielka - 150-250 par. Główne ostoje tego gatunku stanowią: Dolina Biebrzy - gdzie żyje ok. 50-80 par, Bugu - 25 par oraz Wkry i Mławki - 25 par. Inwentaryzacje kulika, które przeprowadzono w Polsce, wskazują na drastyczny spadek liczebności gatunku w ostatnich dziesięcioleciach" – podkreśla dr Michał Żmihorski z Instytutu Ochrony Przyrody PAN w Krakowie.

Ptak staje się rzadkością z kilku powodów. Jak podkreśla biolog z PAN, jednym z głównych powodów są drapieżniki, które bardzo często niszczą lęgi. Chodzi głównie o krukowate i lisy; tych ostatnich jest więcej dzięki szczepieniom przeciwko wściekliźnie.

"Problemem jest też intensywna gospodarka rolna: zbyt wczesny pokos na łąkach zabijający młode, nielotne kuliki" - dodaje dr Żmihorski. Bo kulikom zagraża właściwie wszystko, co na łąkach robią ludzie (o ile robią to zbyt wcześnie) - koszenie traw, wałowanie, podsiewanie czy wylewanie gnojowicy - co może powodować, że są one z gniazd wypłaszane, a same gniazda - rozjechane czy zalane.

Niekorzystne może być nawet zalesianie i zarastanie łąk. "Nasz monitoring pokazuje, że kulik preferuje łąki, a unika sąsiedztwa nawet niewielkich lasów. W ciągu dwóch sezonów nie zarejestrowaliśmy co prawda zmian liczebności kulika, bo to zbyt krótki okres. Obserwujemy jednak, że kulik pojawia się w nowych miejscach, a porzuca zeszłoroczne. Może to świadczyć o tym, że kuliki poszukują optymalnych siedlisk i porzucają miejsca, w których w roku poprzednim doszło do zniszczenia lęgu" – mówi dr Żmihorski.

"Sukces lęgowy ptaka - który jest w Polsce i tak nieliczny - jest tak niski, że nie gwarantuje zachowania stabilnej populacji" - dodaje zaangażowany w ochronę tego gatunku Dominik Krupiński z Towarzystwa Przyrodniczego "Bocian".

Niewielu kulikom udaje się doczekać młodych, a do strat dochodzi już na etapie wysiadywania jaj. Przyrodnicy próbują jednak zwiększyć szanse kulików na sukces i przetrwanie.

Służy temu program ochrony współfinansowany ze środków unijnych, koordynowany przez Towarzystwo Przyrodnicze "Bocian". Celem projektu jest doprowadzenie do wyklucia i przeżycia większej liczby młodych.

Strategia ochrony jest przewrotna: aby pomóc kulikom, trzeba zdążyć przed drapieżnikiem - znaleźć gniazda (zwykle jest to płytki dołek w trawie) - i podmienić jaja kulików na drewniane atrapy. Jeżeli jest to możliwe (teren jest bardziej odludny, rolnik wyraził na to zgodę) to fragment łąki z gniazdem jest dodatkowo zabezpieczany pastuchem elektrycznym.

"Najlepszy moment na wyszukiwanie to czas przylotu z zimowisk, kiedy ptaki tokują i łączą się w pary. Osoby, które zajmują się czynną ochroną, wiedzą mniej więcej, gdzie szukać kulików, bo są one przywiązane do miejsc lęgowych i często wracają na +swoje+ łąki” – opowiada Dominik Krupiński.

W pewnym momencie w gnieździe pojawiają się charakterystyczne, oliwkowe, brązowo nakrapiane jaja (od jednego do czterech). "Takie gniazdo jest dość dobrze widoczne - zwłaszcza na początku, kiedy trawa na łąkach jest jeszcze niska. To gratka dla drapieżników, dlatego w okresie wysiadywania jaj kuliki doświadczają największych strat. Nawet 90 proc. par traci lęgi już na etapie wysiadywania!" - mówi Dominik Krupiński.

Dlatego na ten moment przypada najbardziej radykalna część akcji: przyrodnicy zabierają jaja z gniazda, a na ich miejsce kładą identyczne, drewniane atrapy. Prawdziwe jaja trafiają do bezpiecznych inkubatorów, gdzie mogą dojrzewać. Po około 30 dniach, gdy zbliża się czas klucia piskląt - przyrodnicy wracają do gniazd, by dokonać kolejnej podmiany: zabierają atrapy, a jaja oddają rodzicom.

"Z tego co widzimy, ptaki nie mają problemu z wysiadywaniem atrap. Czasami jednak nawet one są wynoszone z gniazda przez lisy czy wrony" - mówi przyrodnik. Liczba tych skradzionych jaj może służyć jako jeden z mierników sukcesu projektu, gdyż bez ingerencji przyrodników byłyby to pisklęta stracone.

Gdy drewniane atrapy zostaną zrabowane, wysiadujące ptaki opuszczają miejsca lęgowe - wówczas prawdziwych jaj nie ma komu oddać. W takim wypadku pisklęta są przeznaczane do hodowli wolierowej. Gdy zaczynają latać - wracają na wolność, na łąki, w miejsca, gdzie znajdują odpowiednie warunki żerowiskowe albo skąd były podbierane jaja.

Przed wypuszczeniem młode ptaki są obrączkowane i dodatkowo znakowane żółtymi znacznikami, tzw. flagami, co zwiększa szanse na odczytanie indywidualnego kodu i identyfikację osobnika. "Dzięki odczytom tych obrączek wiemy np., że kuliki z hodowli wolierowej docierają na zimowiska do Francji. To potwierdza, że nasze działania mają sens, że faktycznie zwiększa się szansa na przetrwanie tych ptaków" - podkreśla Dominik Krupiński.

W projekt zaangażowanych jest ponad 20 osób – przyrodników, którzy jeżdżą w teren i podmieniają jaja, zajmują się inkubacją jaj i hodowlą wolierową czy wspierają program od strony naukowej, dokumentacyjnej i administracyjnej. W ramach ochrony kulika przyrodnicy współpracują z rolnikami, których informują np. o znalezionych gniazdach (co pozwala je omijać podczas koszenia czy wałowania).

Czynna ochrona lęgów kulika wielkiego jest realizowana na dziewięciu obszarach, m.in. w Dolinie Środkowej Noteci i Kanału Bydgoskiego, Dolinie Środkowej Warty, ostoi Doliny Wkry i Mławki, Doliny Omulwii i Płodownicy, w Ostoi Biebrzańskiej czy Dolinie Dolnego Bugu i Dolinie Liwca. To miejsca wchodzące w skład 14 najważniejszych w Polsce ostoi kulika wielkiego, obejmujących ok 70 proc. populacji gatunku.

W latach 2013-2015 przyrodnicy zabezpieczyli lęgi ze 105 gniazd. "Tylko w ubiegłym roku wypuściliśmy w sumie 21 młodych, a inkubowanych było 80 jaj - 28 z doliny Bugu i 52 na Kurpiach. W Dolinie Dolnego Bugu klujące się pisklęta podłożono do 2 gniazd, co dało osiem piskląt, niestety do wieku lotności przeżył tylko jeden młody. W Ostoi Kurpiowskiej i w dolinach Omulwi i Płodownicy do gniazd porzucono 21 klujących się piskląt, z których lotności uzyskało 14 młodych" - mówi Dominik Krupiński.

W tym roku ochroną objętych będzie co najmniej 50 gniazd.

Więcej informacji na temat projektu można znaleźć na stronie http://ochronakulika.pl/

W związku z tym, że kuliki są nieliczne, i mają coraz mniej miejsca do życia, gatunek został wpisany do polskiej Czerwonej Księgi gatunków zagrożonych. Ostatnio Międzynarodowa Unia Ochrony Przyrody i jej Zasobów IUCN podniosła mu status ochrony - w efekcie gatunek uznaje się za zagrożony w skali globalnej. Kulików ubywa nie tylko w Polsce. W ciągu 10 lat ich populacja w Europie zmniejszyła się o ponad połowę.

PAP - Nauka w Polsce, Anna Ślązak

zan/ ekr/

Fundacja PAP zezwala na bezpłatny przedruk artykułów z Serwisu Nauka w Polsce pod warunkiem mailowego poinformowania nas raz w miesiącu o fakcie korzystania z serwisu oraz podania źródła artykułu. W portalach i serwisach internetowych prosimy o zamieszczenie podlinkowanego adresu: Źródło: naukawpolsce.pl, a w czasopismach adnotacji: Źródło: Serwis Nauka w Polsce - naukawpolsce.pl. Powyższe zezwolenie nie dotyczy: informacji z kategorii "Świat" oraz wszelkich fotografii i materiałów wideo.

Czytaj także

  • 25.07.2024. Kwitnące liliowce w Arboretum Wojsławice. PAP/ Maciej Kulczyński

    Dolnośląskie/ W Arboretum w Wojsławicach dobiega końca sezon na liliowce

  • Fot. Adobe Stock

    Doktorant z Politechniki Wrocławskiej szuka sposobu na oczyszczenie Bałtyku z broni chemicznej

Przed dodaniem komentarza prosimy o zapoznanie z Regulaminem forum serwisu Nauka w Polsce.

newsletter

Zapraszamy do zapisania się do naszego newslettera